Widzę że jestem w mniejszości, bo lubię pająki i one mi nie przeszkazają. Nawet w domu, w jadalni mam piękną pajęczynę z krzyżakiem w środku i nie mam serca jej zniszczyć i wyprowadzić lokatora na podwórko. Mieszka sobie na azali, która chyba zadowolona jest z takiego lokatora, bo od miesiąca już kwitnie.
Żeby nie było - to jedyna pajęczyna, która bytuje oficjalnie w domu
Jak córka była mała, podobny zamieszkał za oknem. Miał wyżerę wieczorem, jak do światła owady leciały. Przez cłe lato okna nie otwierałam, by mu pajęczyny nie niszczyć. Córka nazwała go Leon, bardzo lubiła siadać przy oknie i og obserwować. Opowiedzieliśmy jej że na zimę schował się do skrzynki z pelargoniami. Do dziś go pamięta i pyta, gdzie się Leon podziewa, że nia wiosnę nie wrócił
.
W sobotę pokazałam jej jak można korsarza w rękę brać i jak fajnie po ręce chodzi. To była moja ulubiona zabawa w dzieciństwie - po chwili korsarz przestaje się bać i przestaje uciekać.
Widzę że moje dzieci idą w moje ślady, jeśli chodzi o sympatię do przyrody. strasznie mnie to cieszy, nie są takie bezmyślnie okrutne, tylko mają świadomość, że wszystko wokół nich żyje