Madziu,
Miro, trawniki wertykulowane były jeszcze przed tymi marcowymi mrozami, wprawdzie błoto jeszcze było, ale to była jedyna opcja pożyczenia wertykulatora. Co się nie dało, to trochę pograbiłam ręcznie, może to dziwne, ale lubię grabić, to mnie wycisza i nastraja pozytywnie

. Terenu oczywiście nie ogarniam tak jakbym chciała, spora część to dzicz, M się stara tę dzicz kosić raz w roku, ale na skarpie to trudne i nie chce tego robić. Stwierdzam, że teren, którego nie ogarniamy, to taki nasz "naturalny dziki ogród", pełen ziół, przyjazny owadom, ptakom i innym zwierzakom. Swą energię i siłę skupiam na terenie "do skarpy" + warzywnik w dole, reszta żyje trochę swoim życiem, choć dobrze wiem, co gdzie rośnie, każdy krzaczek

. Kilka razy w roku wykaszamy sobie ścieżkę do samego lasu, a potem tylko hopla i już możemy po nim spacerować
Sok konserwują przez pasteryzację, ale czy taki ma jakiekolwiek wartości? Podobno niektórzy "kiszą" oskołę sokiem z pod ogórków kiszonych lub robią winko, ale nie robiłam ani jednego, ani drugiego. Dzisiaj przyjechali do nas goście, więc zaopatrzyłam ich w dwa litry oskoły, a co, niech piją na zdrowie
Dla tych, co mają szklarnię (może komuś się przyda):
Wczoraj umyłam szklarnię - wewnątrz i zewnątrz. Podzielę się z wami moim autorskim sposobem mycia i odkażania szklarni:
Do wiadereczka wsypuję trochę sody (na oko, kilka łyżek), dolewam ok. szklanki zwykłego octu, do tego wlewam miareczkę - dwie mydła Marsylskiego. Uzupełniam to kilkoma litrami mocno ciepłej wody. Biorę szczotkę i szoruję całą szklarnię, zaczynając od sufitu (w trakcie zmieniam roztwór na nowy, bo mi braknie), potem wężem lub konewką płuczę dokładnie ścianki i już

Czasem trzeba czynności powtórzyć, ale to już mniej wszystkiego, bo tylko poprawki. Po takim myciu szklarnia pachnie świeżością

.