Znaczną część wczorajszego popołudnia spędziłam na wyrywaniu chwastów. Znalazłam na to w końcu dość dobrą metodę: polewam najpierw rabatkę wodą . Ziemia trochę namięknie, to chwasty wychodzą jak z masła. Nawet zaczęłam lubić to wyrywanie chwastów. Robota , przy której myśleć nie trzeba, można słuchać śpiewu ptaszków i się zrelaksować.
Tak było przed:

Tak było Po:
Nawet mi się udało porobić kanciki
Niestety dziś rano na tej mojej wygładzonej i wymuskanej rabacie odkryłam świeżusieńkie kopce kreta ! I co ja mam z nim teraz zrobić? Nie dość , że robi kopce, to jeszcze wysadza roślinki ! A one takie małe, że wątpię , żeby miały to przeżyć. Żal mi tego kreta, nie miałabym sumienia go ukatrupić, w końcu był tu pewnie jeszcze przed nami i czuje się jak u siebie, a my pewnie jego zdaniem to intruzi, ale wolałabym żeby mieszkał sobie gdzie indziej...