Jestem pod wielkim wrażeniem!
Alina zwiewnie poruszała się w tłumnie gości, opowiadała radośnie o żywocie ogrodnika (największy skarb ogrodnika: sąsiadka, która potrafi robić zastrzyki na różne łamania i kręcenia nadwyrężonym stawom). Mąż zaś po całym ogrodzie i najdalszych jego zakątkach (a ogród duży) roznosił napoje, córka - śladami matki i ojca robiła wszystko na raz.
Było tak: Kondzio z wielkim emocjonalnym zaangażowaniem opowiada, że on jest nieco niecierpliwy w staraniach ogrodowych, trudno mu czekać i pewne rzeczy chce mieć już. Na słowo "nie umiem czekać, chcę już" córka (krzątająca się przy stole i oderwana od wątku rozmowy) natychmiast z boskim uśmiechem reaguje: "już, co panu podać, natychmiast przyniosę".
Było też wsparcie rodziny: babeczki w kuchni i ogrodzie się krzątały. Dobrze zorganizowani wszyscy - niczego nie brakło, każdy otoczony troskliwością gospodarzy.
Garden Party w najlepszym stylu.
Były smakołyki - Gaby przemierzając setki kilometrów, przywiozła sałatkę z bakłażanów (palce lizać), była dobra kiełbaska, ciasta (np. słynne marchewkowe), rogaliki, serniczki, drożdżowe, wiśniowo-morelowe i inne. Sałatki, mięso z Pogórza Izerskiego, leczo, lody i smakowite napoje.
Ogrodowiczanie - to jest ciekawa społeczność, jakiś fenomen. Wymiana roślinna, doniczkowa, porad wszelkich, humoru ogrodowego i wyrozumiałości życiowej. Nastawiona na życzliwość.
A teraz nie rozpisuję się tylko pokazuję.
Ogród jest położony u stóp Klasztoru - pięknie wpisany w krajobraz i bardzo ciekawą, dość gęstą zabudowę mieszkalną (moja refleksja: nasze pagórki w Sudetach nie są tak zabudowane). Cała okolica dostatnia i zadbana. Bardzo mi się podobało.