Celinko, chyba będę musiała jednak wiejskie zwyczaje złamać i, jeżeli w weekend nie będzie padało, a to rzadkość u nas, będę plewić. Muszę odkopać irysy spod chwastów, chcę je podzielić i do Alinki zabrać. Na pewno się chętni znajdą
Inaczej nie zdążę ich przygotować. A potem już za tydzień do Alinki...
Powiem Ci Julciu po cichu, że mnie właśnie takie zniechęcenie mija...zaczynam wierzyć, że jakoś ogród ogarnę, tu chałupę uda mi się doprowadzić do porządku, chociaż żeby tapetować u Grzesia zacząć, to najpierw jeszcze dłuuuuga droga nas czeka. Okazuje się , że mam Syna-Zbieracza. Matko i córko...czego On w tym swoim pokoju nie ma...części do komputerów jakieś stare, śrubki, śrubeczki, narzędzia ("bo tu muszę mieć, inaczej tata do Pszczyny wywiezie"), jakieś świstki potwierdzające zakupy, części rowerowe, z 50 przebitych dętek....nie mam pytań...Co za "hasiosznupel"...
Jutro jak tylko z pracy przyjdę muszę się znowu za to zabrać...ale czy to jutro skończę???
Wiem na pewno, że jeszcze książki z gimnazjum trzyma.................
nie dało się bliżej kostki. Ona jest zabetonowana razem z odwodnieniem i beton tak daleko sięga...
za róże powędrowały szydlaste
skarpę mam wyplewioną wreszcie, powywalałam rośliny, które reorganizacji skarpy nie przeżyły. Czeka teraz sobie grzecznie na mój czas. Zacząć muszę od przesadzenia () rogownicy na górę skarpy, na dół posadzę żurawki czerwoniaste.