Ewuś nic na siłę . Może z czasem samo przyjdzie. Mój syniu też się specjalnie do ogródka nie pali. Ostatnio wymyślił, że skoro lubimy jabłka, to zamiast je kupować moglibyśmy zasadzić pestkę i za kilka dni nam wyrośnie drzewko i będziemy mieli własne jabłka . Jak Mu powiedziałam, że raczej za kilka, albo kilkanaście lat odpowiedział: to nic, przecież zaczekamy .
Szczerze mówiąc ubolewam nad tym ,teraz to pokolenie komputerowe,niewiele poza klikaniem cieszy.Dawniej nie było tych "rarytasów" i dzieci cieszyły sie z prostych rzeczy,łaziły po drzewach.Pamiętam siebie jak godzinami bawiłam się w lesie w Robin Hooda,mieliśmy na podwórku takie hasło "idziemy na przygodę" i szliśmy na kilka godzin,potem wracaliśmy głodni robiąc skok na jakiś sad..ech czasy inne ,ludzie inni
A ja znalazłam sposób na skuteczne zniechęcenie synia do komputera . Za każdym razem jak się dopomina o komputer ma warunek - musi pokolorować jedną kolorowankę. A, że (niestety) kolorowania szczerze nie lubi, więc komputer widzi co najwyżej 1- 2 razy w tygodniu i to nie za długo .
Późnym wieczorkiem w ogródku pokazał się promyczek słońca, który tak fajnie na chwilkę rozświetlił ogród . Szkoda, że zdjęcie nie oddaje tego efektu.
A to moje dwie najmniejsze hosty - obie Krakowianki . Słodkie bździnki .
Powiem Ci, że skutek nawet mnie zaskoczył . Wprowadzając ten myk chciałam zachęcić Go do malowania, a w efekcie zniechęciłam do komputera, ale nie powiem, że się nie cieszę .