Jak to się człowiekowi zmienia na stare lata

Co ciekawe mama po moim wyjeździe zmieniła większą część ogrodu na park i zlikwitowała wszystkie rabaty. Zostawiła tylko drzewa i duże krzewy. Tam tylko kosi wynajęty robotnik.
Zlikwidowała też plantację porzeczek do zera (nad czym boleję, bo owoce dla dzieci muszę kupować, zanim moje urosną)
No i okazało się że bez prasowania calutkiej garderoby da się żyć
Swoją drogą strasznie jestem szczęśliwa, że mam ten ogród, że mnie tak cieszy, staram się przekuć to w wielką pasję. Pasję w miarę dostępną, bo finansowo u nas kiepściutko. To boli, kiedy nie można sobie pozwolić na żadną przyjemność, a tu przyjemności mam ile tylko chcę i za darmo.
Mężu też się odnalazł - realizuje moje zwariowane pomysły, już nie grymasi, tylko zastanawia się jak wdrożyć je w życie. Bo ładnie wygląda to co wymyśliłam, drewutnia, spawane ogrodzenie, kamienna ścieżka. Jeszcze potrzebuję pergolę na taras (też kutą), murek z cegły, wieszaki do skrzynek na okna. Pomysłów mam na 100 lat

, jeśli dalej będziemy tak finansowo stać

Muszę przenieść warzywniak, zlikwidować wierzbowy szałas dzieci, w części obecnego warzywniaka zrobić zaciszny zakątek z tarasem i grilowędzarnią, rabatę z boku domu, przedogródek.
Zwariowałam, kopnijcie mnie mocno żeby mi wybić te pomysły z głowy.
Po powrocie z pracy mam raptem dwie godziny czasu do położenia dzieci spać, na wszystkie obowiązki i na realizację tego planu.