Nie wiem jak on nazywa się w języku polskim, ale to jest taki szkodnik co składa jaja w zamkniętych pąkach róży, przebija łodygę pod pączkiem, aby zmniejszyć ilość soku, aby pączek nie mógł się otworzyć. W większości przypadków pączek róży spada na ziemię. Przetłumacz sobie tu jest o min mowa:

https://www.mein-schoener-garten.de/rosenbluetenstecher-14166

A nazywa się chyba kwieciak malinowiec jakby coś

Ja również nie pryskam ma mszyce. To nieekologiczne. Ptaków coraz mniej, bo nie mają co jeść i gdzie żyć, owady pożyteczne też nie mają co jeść. U mnie mszyce też są i zjadają je inne owady i ptaki właśnie. Szkód większych te mszyce nie robią. Sikorki już mają młode, więc uwijają się jak w ukropie
Owocówek też bym nie pryskała, gdybym chciała te owoce jeść

Gnojówką z pokrzywy możesz pryskać. To wzmacnia rośliny, a mszyce strąca jedynie na ziemię. Tam też mogą być zjedzone
Myślałam, że piszesz o pryskaniu chemią.
Ja jedynie z róż strącam mszyce

Ja pierdziele, jakaś inwazja normalnie. Jak nie Ćmy i grzyby to inne dziadostwo. Współczuję wiecznie z czymś musisz walczyć a jak u sąsiadów to wygląda, też szkodniki mają? Mi np mszyce od sąsiada 2 ogródki dalej wędrują. Ja pryskam, sąsiad z boku też ale jeden dalej ma rząd drzewek owocowych które co roku są przez robactwo oblężone i niczym traktowane. Walka z wiatrakami