Ale ok. Weranda przesłała istnieć, odeszła w zapomnienie, dopełniła się destrukcja całkowita. Teraz czas pomyśleć nad nowymi schodami….bo werandy nie ma a do domku jakoś wchodzić trzeba….
Te damskie rączki to uczyniły!!!!!!!!
Oczywiście przy budowie schodów nie obyło się bez kolejnych znalezisk !!! Tym razem to nawet ja byłam zdziwiona.
Wykopaliska ujawniły: 5 butelek różnego rozmiaru i przeznaczenia, 1 słoik, 2 opakowania po lekach, 1 buteleczkę po przyprawie maggi oraz …..kałamarz w bardzo dobrym stanie.
Przez kolejne dni, w bólach (z naciskiem na „oooogromnych” !!!), rodziła się nowa weranda.
Najpierw 3 dni spóźnił się fachowiec, który miał wylać wieniec betonowy. Później beton sechł….
Potem firma, która miała budować werandę miała jakiś przestój/awarię a majster nie odbierał ode mnie telefonów…nawet nie wiem czy chciałam wiedzieć co się naprawdę stało, bo zionęłam pesymizmem, obniżył mi się poziom tolerancji na głupotę, a chandra z nerwicą szarpały mnie za kołnierzyk!!!!
Ostatecznie fachowiec (bez obrażeń na ciele) przeżył mój ciężki stan….a budowa (na szczęście!!!) ruszyła „z kopyta”.
Po trzech dniach …ściany, drzwi, okno, dach… Jest ! Nareszcie jest!!! Weranda stoi ! Na razie wygląda jak drewniane pudełko, ale już coś wymyślę, żeby wpasowała się w moje klimaty…