Wczoraj z racji usuwania warzyw ze skrzyń robiłam pyszną sałatkę.
Podaję przepis:
-buraki
-jarmuż
-ser pleśniowy
-gruszka skropiona cytryną
-oliwa z oliwy
-ocet balsamiczny (opcjonalnie)
I teraz jak się nie ma ogródka to kupujemy wszystko załóżmy w Lidlu łącznie z ugotowanymi burakami(tak są takie!) kroimy i cieszymy się smakiem.
U mnie wyglądało to tak.
Wykopałam buraki, zerwałam jarmuż, na różance spotkałam same zgnite gruszki sąsiada. Ser pleśniowy w lodówce.
Zabrałam się za jarmuż.
Najpierw mycie.
Oblazło mnie stado maleńkich muszek.
Z internetów dowiedziałam się, że to mączlik warzywny.
Poczytałam, że można to zwalczyć szarym mydłem lub mydłem potasowym.
Sprawdziłam, mam, będę pryskać tę resztę na rabacie.
Dobra, mycie.
Po siódmej wodzie nadal pływają zielone glizdy.
Ustaliłam sama ze sobą, że płuczę do dwóch wód następujących po wodzie bez robaków.
Ok nie ma.
Nie mam zaufania do siebie, więc przeglądam każdy listek szczegółowo.
Nadal nie mam zaufania, postanawiam sparzyć jarmuż.
Dwie godziny później zabieram się za buraki (zalecam zabrać się najpierw za buraki, bo w końcu muszą siedzieć minimum godzinę w piekarniku).
Teraz muszą wystygnąć.
Obieram, kroję.
Aha jeszcze gruszka.
Proszę przez płot sąsiada o jedną (mam nadzieję, że nie ma mi za złe psioczenie wieczne na te spadające na różankę).
W międzyczasie zjadłam porządne 3 kanapki z pomidorem. Nie jestem głodna, może dzieci się skuszą
Jedno mi tylko kołacze w głowie. Dlaczego nie mamy kultury jedzenia owadów?
Smacznego
____________________
Renata
Podwórkowa rehabilitacja*****
Wizytówka-podwórko Ryski Dlaczego podwórkowa rehabilitacja? Bo grunt to zdrowie :)