Ja dopiero teraz z tego zmęczenia pocovidowego wychodzę, a teoretycznie kwarantannę skończyłam 19 października. Bardzo powoli. Nie mogę powiedzieć, że co dzień jest lepiej. Są takie dni, że wydaje się jakby wracało to co Kasia opisała. Na szczęście są przymusy – obiad, koty. Inaczej pewnie nadal leżakowałabym w łóżku, bo mój J jest nadopiekuńczy. Każde wymuszenie na sobie jakiegokolwiek działania pomaga.
Wiewiórów w tym roku „dorobiłam się” 2. Tzn. tak mi się wydaje, bo czasem mam wrażenie, że śmiga mi rude po ogrodzie w 2 miejscach równocześnie