No i poszaleliśmy

Młody walczył z kretówami w trawniku, starszy ściągał trawę pod żywopłot z grabu, a ja z eM najpierw walczyliśmy z trocinami, ale wiatr nam ostro dawał w dooopę i miałam trociny wszędzie ,a najwięcej w oczach. .......jeszcze brakło
Na koniec podkrzesaliśmy wierzbę mandżurską w przydomowym......mam kupę konarów na dekoracje

......potem śliwkę mirabelkę.......a na koniec wzięliśmy się do skrócenia gałęzi najstarszej jabłoni nad rowem ......chcę ją ratować bo podobają mi się jej konary i mam do niej sentyment z dzieciństwa, a cała w środku spróchniała i jest obawa , że pod ciężarem gałęzi rozerwie ją na pół.......no i była walka......ale z babcią, bo nie chce pozwolić skrócić ani jednej gałązki.....pobić mnie chciała i drabinę zabierać razem z eM , który na niej stał z piłą ....o mało nie zleciał. udało się skrócić tylko z jednej strony druga została na sobotę bo już ciemno się zrobiło. Babci się przetłumaczyć nie dało ....nie rozumie, że to dla dobra drzewa......obrażona na całego......no trudno, przejdzie jej jak będzie za rok widziała efekty.
Ale ile mi nerwów znowu napsuła to szkoda gadać. A wiedziała od pół roku , że będziemy skracać, żeby się miała czas oswoić .....nawet Jej mój tato , a Jej syn tłumaczył.....ale nie pamięta........



W tym wieku to niestety się zdarza

Dobrze , ze wczoraj zrobiłam fotki tym ostatnim gałązkom żółtej chryzantemy, bo jak dzisiaj zaszłam to babcia połamała już wszystkie

A miały mi w ogrodzie świecić......i jak tu nie mieć chandry ja się pytam???