Ależ zaległości mi się tutaj porobiło! Wirus mnie dopadł we wtorek wieczorem, gdy właśnie od dwóch godzin wybierałam róże do zmówienia

Wybór był mega trudny i osłabiajacy, a wirus skorzystał z mojej nadwyrężonej odporności
Przeleżałam całą środę, palcem nie miałam siły kiwnąć, ledwo zwolokłam się o 18, kawkę wypiłam i od razu siły wróciły, a o 19 ogród już podlewałam
I to było tyle chorowania. O 22.00 nastawiłam kolejny gar pomidorów na przecier
W czwartek po południu wirus przeszedł na najstarszego potomka, dzięki czemu zyskałam nieplanowany dzień do pracy w ogródku.