Dziś byłam z klasą na wycieczce. Najpierw było historycznie, potem przyrodniczo, jeszcze później troszkę współcześnie, o mały włos nie poznaliśmy kogoś znanego, ale się nie udało

a na koniec był piknik w ogrodzie Ewy bacowej.
Zapowiedziałam dzieciom, że mamy zaproszenie do ładnego ogrodu. Dzieciaki nie mogły się doczekać. Ciągle gadały o tym pikniku. Mieliśmy dwa kocyki. Kiedy zajechaliśmy na miejsce, zaraz na wejściu było wielkie Wow. A potem znowu Wow, wow, wow, a potem dwa kocyki i kłopot, gdzie rozłożyć się na trawie: na dole, czy u góry. Dzieciaki szukały cienia. Pozwoliłam zrobić grupki. Dziewczyny wybrały cień pod klonem, a chłopcy pod brzozami - po męsku.

trawa miękka, mięsista, gęsta. U Makkasi taka była, ale u Ewy jeszcze bardziej gęsta. Jakby ktoś chciał robi dywan gobelinowy, to 20 nitek w jednym wiązaniu - to za mało w porównaniu z gęstością trawnika.
Byłam u Ewy rok temu, a teraz na nowo pochłaniałam jej ogród.
Dobrze, ze dzieci zajęte były piknikowaniem... Miałam czas cyknąć kilka fotek. O nazwy roślin mnie nie pytajcie, bo masa tego dobra i sama już nie wiem, co widziałam. Szok normalnie. Ogród botaniczny

Samej szałwii chyba 10 rodzai

Ewa, chyba nie skłamałam?

Na hasło, że się zbieramy, dzieci prosiły: jeszcze nie, jeszcze zostajemy. A potem okazało się, że w ogrodzie można bawić się w chowanego. Ewa się śmiała, że dopiero teraz to odkryła, bo myślała, ze ogród jest tylko do orania
No dobra, a teraz sesja z Ewy ogrodu. Zachwycajcie się, jak i ja się zachwycałam. Niestety fotki w pełnym słońcu robione, więc troszkę przejaskrawione
Zapraszam