Dołączam się do klubu przeciwniczek zasłoniętych przedogródków

.
Amerykanie faktycznie mają otwarte przedogródki i zdaje się że jest to regulowane przepisami lokalnymi. Mają za to potężne trawniki przed nimi i muszą je utrzymywać. Co więcej, jak ktoś się zaniedba, to go sąsiedzi upominają, bo jedna zaniedbana nieruchomość obniża wartość wszystkich budynków w okolicy

.
Swoją drogą, słychać już głosy przeciwko tym wielkim przedogródkom, bo są nieekologiczne (mnóstwo wody zużywają) i wymagają dużo pracy. Za wzór stawiane są nasze europejskie mikre ogródki frontowe

.
Mnie się podobały przedogródki angielskie - są jeszcze mniejsze niż nasze, a płotki (albo żywopłoty) niziutkie. I jakoś nikt nie płacze, że mu przechodnie w okna zaglądają.
Tutaj takie trochę bardziej podrasowane przykłady:
jeden i
drugi