Szkoda, że nie pomyślałam o tym jak byłam u Kasi, bo bym może swojego czworonoga na Nukę wymieniała. Taka spokojna i chętna do głaskania

Tylko jak tu wytłumaczyć, że psa z pracy przywiozłam. Klamoty z klamociarni zmieściły się w torebce, na ryneczku byłam wytrwała i jako jedyna bez roślinek wróciłam, tylko z czereśniami.
Oj, ciężko nam było od Kasi wyjeżdżać. Księgowe odwiozłam, a z głównym księgowym pojechałam do jego "biura" na ranczo. Dokumenty nam się gdzie po drodze na rybki w słoiku wymieniły. Więc zamiast w dokumentach buszować trzeba było rybkom nowe miejsce znaleźć

I jeszcze przy okazji zrobić obchód i sprawdzić jakie "dokumenty" u Sylwii zakwitły

A w drodze powrotnej kolejny wyjazd została zaplanowany - w niedzielę. I co ja znowu miałam wymyśleć