Jolu do połowy to mi daleko... Róże generalnie w dobrej kondycji, ale szczegóły poznam przy cięciu. Na razie sprzątanie rabat... Bo straszą z daleka.
Że strat pozimowych - zmarzły mi dwa krzaczki chryzantemy, która była u mnie już parę sezonów, a sadzone jesienią w ogóle chyba nie przetrwały. Do innych jeszcze nie dotarłam. Stipy po zimie też raczej kiepsko.
Rozrasta się rzeczka szafirkowa, dużo szczypiorku się pokazało, czekam na kwiaty.
M wykarczował mi dziś dwa pieńki po jabłonkach i jeszcze jeden po wieki temu wyciętej śliwie dziadków. I przewiesił dwie budki ptasie z moreli na drzewa, które zostają. Powiesił też jeszcze jedną, czekającą na odpowiedni czas

Jutro i w poniedziałek ma być zimno i mokro, więc będzie sprzątanie domu przed świętami. I przegląd nasion warzywnych.Mam nadzieję, że pnos będzie otwarty, a jak nie - może i lepiej - zamówię sobie przez internet.
Denerwują mnie pracę ogrodowe w tym roku, bo ciągle towarzyszy mi z oddali lub bliży dźwięk karetek... I ludzie bez maseczek spacerujący po chodniku. Uciekałam na ich widok wgłąb ogródka. Na szczęście rabata przy płocie praktycznie skończona.
Wieczorem zawieźliśmy mojej mamie tort urodzinowy, było sto lat na tarasie, dmuchanie świeczki, mamie oczy zaparowały. A tata prawie że wyrwał jej tort z rąk i poleciał z nim do kuchni

ale zaraz przyniósł jej kawałek do spróbowania

Po drodze w obie strony - jak nigdy minęliśmy ponad 10 karetek...