Posadziłam wszystkie cebule. Włącznie z tymi znalezionymi dziś hiacyntami (pozostałości po świętach sobie stały schowane w kącie) i jakieś coś malutkie, nie mam pojęcia, co to, ale skoro stało w pojemniczku, to wsadziłam do ziemi.
Po obiedzie przesadziłam 3 róże i posadziłam jeszcze jedną z zadołowanych.
Ogarnęłam mój kąt roboczy pod tarasem. Jutro wyrzucę do wywózki łęty pomidorowe. I zagrabię ziemię w tunelu. I może w końcu posadzę ten czosnek.
Jak się da, to może przesadzę jeszcze kilka róż na nowe - docelowe - miejsca. Mam jeszcze 4 dołki gotowe, miejsce na piąty też naszykowane. Nowych nabytków nie posadzę jednak, bo mi w tym przeszkadza trawka, której na razie nie przesadzę, dopiero wiosną, bo jest do dzielenia.
Dziś z m omawiałam układ ścieżki i już wiem, że źle jednak posadziłam Boscobel. Bo ścieżka będzie się kończyła widokiem na magnolię Yellow River, przed magnolią będzie mój wielki kamulec ogrodowy, jak mi kto go tam przesunie. I do tego co najwyżej jakieś niskie liście (pewnie funkia albo bergenia) dookoła. Obramowanie ścieżki z bukszpanów, skoro nie wiem co z nimi zrobić. No a Boscobel rośnie idealnie w osi na końcu planowanej ścieżki. Muszę go przesadzić jednak, ale to wiosną.
Chyba zrobię sobie taki mega dokładny plan, co gdzie przesadzam. Akurat 4 miesiące zlecą jak nic...