Anitko, nie wzięłam aparatu, fotek brak

Zaspałam (tak to jest jak się czyta do 2giej w nocy

, obudziłam się punkt 8ma, a o 8.30 byłam umówiona z Krysią. W 21 minut dojechałam do Zduńskiej Woli (rekordowy czas

Krysi nie było, a ja zapomniałam że mam nowy telefon bez starych kontaktów

Połaziłam, kupiłam sobie wielką kwitnącą limkę, proso rózgowate (trawa) i ciemiernika różowego. Stałam na środku obok limki prawie mojej wysokości - stwierdziłam że Krysia mnie nie przegapi

2 osoby chciały ode mnie limkę kupić

Poddałam się, o 10tej wsiadłam do auta, odpalam go, Krysia dzwoni

Połaziłyśmy trochę, Krysię namówiłam na klonika palmowego (takiego samego jak sama mam, zupełnie bezproblemowy). I pojechałyśmy do Krysi

Ma super działkę, chyba połowa jeszcze do zrobienia (z 40 arów!). Nie mogłam się napatrzeć na wielką anabelkę, niedługo zakwitną też limki. Rośnie u Krysi wszystko jak szalone, pokazywała mi własnoręcznie ukorzenione bukszpaniki - tej wielkości sadzonki się kupuje w sklepie!
Zjadłyśmy pyszne lody, dopiero co wróciłam

Jechałam nową drogą, 3 szkółki po drodze

(nic nie kupiłam, miałam już pełny bagażnik - Krysia mi dała turzycę palmową - jupi!!! i inną niską trawkę i żurawkę jakiej jeszcze nie mam). Po drodze zjadłam kolejne lody w miejscowości Szadek, pochodziłam po tamtejszym rynku, załapałam się na końcówkę targu; zrobiłam małe spożywcze zakupy i wróciłam do domu, żeby rozpakować gotujące się rośliny. Uff, gorąco! Dobrze że w domu super
Marzenko, mój kolega z pracy wydał 200 zł za litr magicznego paskudztwa na komary; spryskał dom z zewnątrz, krzaki w ogródku. Mówi że jak ręką odjął, ma działać 2 miesiące. Spytam jak tam po pierwszym większym deszczu

Jakby co, spytam jak się cudo zwie.
Pomidorka pierwszego wczoraj skonsumowałam