19 lipca 2015r.
...i wtedy przyszła NAWAŁNICA, przy której burza to lekki kapuśniaczek...
To była niedziela. Na osiedlu spokój i cisza. Córka była u moich Rodziców.Ja wyleguję się zaczytana na kanapie...i nagle....CIEMNO!!!!!!! Zrobiło się KOMPLETNIE CIEMNO W ŚRODKU DNIA!!!!! Wiatr zerwał się w jednej sekundzie. HUK POTWORNY !!!!
Natychmiast awaria prądu. Na dworze DOSŁOWNIE wszystko zaczęło FRUWAĆ!!! Wiatr jak zwykle wiał od pola za domem. Zawsze zasłaniam rolety zewnętrzne z tyłu bo boję się, że coś powybija okna. Tym razem nie mogłam tego zrobić bo nie było prądu.
To nie była ściana deszczu....słuchajcie - to tak się lało, że NIC NIE BYŁO WIDAĆ!!!!!!! Nie widziałam domu sąsiada. Nie wiem czy to jakiś dym był czy co to było....
i tak nagle jak przyszło...tak samo nagle zrobiło się cicho....
Myślę sobie - NA SZCZĘŚCIE KONIEC....ale nie...to był chyba ten środek..nie wiem jak to nazwać...trąby powietrznej czy czego...w każdym razie za chwilę zaczęło się znowu...
Na szczęście na osiedlu nie było jeszcze wielu rzeczy jakie ten wicher mógł unieść.
U sąsiada przeniosło trampolinę (była kamlotami przygnieciona do ziemi), u sąsiada vis'a'vis wyrwało kilka dachówek. Wtedy tylko kilka domów było zamieszkanych. Nie mieliśmy jeszcze bram w garażach - ja tylko patrzyłam czy uniesie dach od garażu czy wytrzyma...
to był KONIEC ŚWIATA NORMALNIE!!!!
tak przeżyliśmy wielki WICHER i ŚCIANĘ WODY nad naszym osiedlem.
Oby NIGDY WIĘCEJ...
c.d.n.