uwielbiam soboty z mną

i Adamo w ziemi

... ba ... nawet uwielbiam niedzielne poranki z efektem dnia poprzedniego

w mięśniach i krzyżu ... maść idzie tonami ...
wczorajsza gleboterapia to zapoczątkowana przez
Małą i na stałe już wpisana w moje życie

akcja "przenosimy z flanki na flankę " ...
i tak szpaler ice dance przemaszerował przez trawnik i mamy nadzieję docelowo umościł sobie miejscówkę pod Phantomami ... rzut oka i ostatnie fascynacje z mocnym bordo w tle kazały mi wcisnąć pomiędzy akcent tegoż koloru z żurawki ... rabatka mała ale jestem zadowolona ... przynajmniej dziś bo już byłam na obchodzie w pidżamce zresztą ...
na "brzozowej" domeldowałam ... ajajaj ... domeldowaliśmy

: naparstnicę, carex amazon mist, jeszcze jednego "polar bear" bo co dwa misie to nie jeden ...
pomiędzy róże a pod jeżówkami wcisnęłam rozplenicę ... no mussssiałam !!! ... jak się na pinsie napaczyłam

... jak
Mi zdjęcia zobaczyłam i
Madżen też ma ... no to jak ja mam nie mieć ???
co gorsza ... też wirus od
Małej upirdutałam kawałek ... bez paniki 40 cm trawniczka

i wsadziłam szpaler z horti Polar bear mający stanowić plecy dla domniemanej ławeczki ... tuż przy dwóch brzozach (z których jedna chyba się odmeldowała ... trudno ) ... vis a vis tkwi sobie grab tak sprytnie

pod dachem posadzony ...
i jest nowa koncepcja grab emigruje na tyły pod tras bo tam mi jeden wypadł więc jest poczeba
a w jego miejsce sprawimy sobie brzózke pendula co wysoka nie urośnie
a ja będę się delektować lekturą na ławeczce między brzózkami z hortkami i trawami za plecami ... miodzi nie


śniadanie mnie woła
fotki bendom jak wyjdę na zewnątrz bo wczoraj nie było czasu na udawanie paparacci