to akurat ogladałam przy okazji ogladania ogrodu Chell i mi ta kobieta przypomniała o tych różach ...ale taki bardziej instruktażowy program oglądałam kiedyś i nie jestem w stanie go znaleźć
1 października wszyscy znowu dojrzeli piękno swoich ogrodów i od razu efekty pracy widać...widziałam, że na nowym miejscu posadziłaś seslerię skalną...czy tak?....będziesz z niej zadowolona
Agnieszko ja chcę dużo kosmosów....
Jak trafisz różę nie chorującą...to zdradź mi nazwę
To jest ich wada. miałam dawno temu w warzywniku raz, a potem już....stale, nie można się było pozbyć i nie było warzywnika, a rosły jak krzaki większe ode mnie. Dlatego mnie dziwiło, że Danusia chciała w warzywnik dać, wygląda pięknie, ale u mnie się na oprysku potem skończyło bo wyrwałaś jeden , a na to miejsce wschodziło trzy.
Ale i zaleta u mnie bo mam nadzieję, że mi się te Twoje w łące wysieją i już będą stale
Ciekawa dyskusja o cięciu róż jesienią. Musiałabym poczytać znów o tym, dlaczego lepiej ciąć wiosną, bo ta metoda była stosowana jakoś chyba do lat 80-tych, a potem to się zaczęło zmieniać, ale już nie pamiętam dokładnie dlaczego. Jednym z powodów było na pewno to, że przez mocne cięcie pobudzamy różę do wzrostu, że przeszkadzamy jej jakby w zaśnięciu. Dlatego róża jest wtedy bardziej podatna na przemarznięcie. Zbyt późne cięcie, krótko przed mrozami może spowodować wniknięcie mrozu w niezasklepione tkanki i ich rozsadzenie od środka. Zmrożona woda zwiększa objętość. Mam nadzieję, że rozumiecie o czym piszę moją kulawą polszczyzną
ja rozumiem ...to ciecie jesienne to stara szkoła ...ale może nie taka zła?
ludzie wiele nowych teorii wymyśli zeby zabic i wyplenic stare myslenie ....głownie dla zysków ...w wielu dziedzinach naszego życia ....teraz sie wraca do tzw "Piasta Kołodzieja " ale trudno jest rzetelne informacje znaleźć a my starych ksiazek ogrodniczych nie mamy
ja w każdym razie mam kilka takich róż na których zwyczajnie przetestuje ten sposób ...bo mnie te baty długasnie denerwują ....a najlepiej jest sprawdzić na własnym żywym organizmie
To stare myślenie to nie takie stare, a poza tym trzeba mieć na uwadze, że w latach 70-tych i 80-tych nastąpiło tu na zachodzie zaślepienie chemią. Chemia była stosowana non stop na wszystko w ogrodzie. Róże hodowane w tych latach to przeważnie cherlaczki, które bez chemi jednego sezonu nie wytrzymają. Choć i tu zdarzały się z pewnością perełki. To chyba tego starego myślenia nie chcesz powtarzać? Potem hodowcy zaczęli bardziej uważać na zdrowie róż ale przestali zwracać uwagę na ich zapach.
Takie naprawdę stare myślenie to chyba tak z XVIII wieku warte jest wzorowania, ale wtedy róże cięto zaraz po kwitnieniu, bo większość jeszcze kwitła na pędach dwuletnich. Tak swoją drogą to muszę poczytać kiedy wtedy cięto róże powtarzające, bo wtedy mniej więcej zaczęto je hodować, np. LO jest z 1851 roku.
Poza tym również uważam że najlepsze są własne doświadczenia Tak więc tnij i dziel się wiedzą
Ewcia moja babcia( nie ta gdzie mam ogród) jest kobietą przedwojenną mocno jej doświadczenia z różami to okres lat 40-50-tych, początki ogródkowania, a ma to po swojej mamie i wtedy doświadczenia były przekazywane tylko z pokolenia na pokolenie
Tylko wtedy takie rarytaski nie były dostępne.
Ja tnę moje róże jak pierwszy przymrozek złapie i od razu puści, wegetacja ustaje i już cięciem nie pobudzasz. Cięcie pod maleńkim kątem powoduje , że woda spływa , a ranka nie jest za duża.....zawsze by można zasmarować maścią ogrodnicząAle nigdy tego nie robiłam.