Zaglądam to tu, to tam do Waszych ogrodów, usiłując jakoś odgarnąć forum. I prawie wszędzie czytam, że albo nie okrywaliście przed mrozem, albo tylko niektóre rośliny.
Może mam jakąś fobię, może niepotrzebnie dmucham na zimne, ale mam poważne obawy o konsekwencje tego potężnego mrozu.
I nawet nie ze względu na jego skalę (choć jest naprawdę duży), ale dlatego, że moim zdaniem rośliny wcale jeszcze nie weszły w stan zimowego spoczynku.
Oprócz chwilowego ochłodzenia w listopadzie nie było na tyle chłodno, by rośliny okopczykować.
27 grudnia w niedzielę poświąteczną, było 14 stopni na plusie. ( Na marginesie - właśnie wówczas odkurzyłam bukszpany. Toszko, dzięki za tę radę - wyciągnęłam niesamowite ilości uschniętych ale lekko gnijących resztek).
W niedzielę też podlałam wszystkie zimozielone. Solidnie, z poprawką w poniedziałek.
A we wtorek na wariackich papierach okrywałam rośliny. Bo w ciągu kilku dni z +14 miało się zrobić -10. Najpierw agrowłókniną. Ale w czwartek doszłam do wniosku, że to za mało. Dołożyłam koce.

Pewnie będziecie się ze mnie śmiać, ale pokażę, jak wygląda obecnie mój ogród.
____________________
Pozdrawiam:) Teresa
W Gąszczu u Tess oraz
Ogród nad Rozlewiskiem
Chętnie dzielę się roślinami z każdym, kto po nie przyjedzie, albo odbierze w jakimś umówionym miejscu. Ale nie wysyłam roślin.