Widzę tu wątek liliowcowy więc dorzucę swoje trzy grosze. Ja akurat jestem wielbicielką tych kwiatów. Po angielsku nazywają się daylily, czyli lilia jednego dnia, ale są już odmiany, które mają rozwinięty kwiat przez dwa dni i ja mam taką jedną odmianę. Można sobie komponować liliowce tak, żeby kwitły aż do jesieni, też mam jedną, która zakwita późno, w sierpniu i kwitnie do mrozów. Niezastąpiona jest mała, drobna Stella d'Oro, która kwitnie całe lato. Nie miałam jej do tej pory, ale dostałam od Bogdzi

.
Te nowsze odmiany z wielkimi, kolorowymi kwiatami są dość drogie, trzeba sprawdzać czy one nie są typu "evergreen", bo wtedy z zimowaniem może być różnie. Te wielkie i ozdobne lubią być takie. Przeważnie, tak jak pisała Pszczelarnia, słabiej się rozrastają i mogą zginąć w mroźną zimę. Ja straciłam przepiękną odmianę Ida's Magic i od tej pory wybieram raczej typu "dormant", czyli tracące liście na zimę.
Jak byłam teraz w Anglii, oczywiście liliowce kwitły na rabatach, ale były to odmiany z drobnymi kwiatami, "o nienachalnej urodzie". Posadzone np. w ogrodzie Beth Chato żółte drobne liliowce pod średniej wysokości miskantem z cienkimi, fontannowymi źdźbłami ( a niby nie łączy się liści o podobnych kształtach), podsadzone niebiesko-liliowym bodziszkiem zrobiły na mnie duuuże wrażenie.
Co nie znaczy, że te ostentacyjne, z falbanami mi się nie podobają, sama kupiłam kilkanaście takich w maju

. Bogdzi są śliczne, Irenkowe też i u Vivy, wszystkie widziałam i podziwiałam