Odkurzam wątek i zapodam przepis na paszteciki. Włączam do wątku o Wigilii, ale tak naprawdę to można je upiec zawsze. I z czym się chce i niekoniecznie do barszczu

Polecam ogromnie, bo pracy z ciastem tyle co kot napłakał (farsz trzeba przygotować wcześniej, ale to żadna nowość, bo dotyczy wszelakich pasztecików). Zawsze zjadane z westchnieniem zachwytu. Kiedyś chciałam się wykpić od roboty, bo przecież w Wigilię uszka grzybowe do barszczu są i to tyle, że kolejnego dnia jeszcze się zjada. Wybuch protestów rodzinnych (solidarny) mnie sprowadził na ziemię. Paszteciki muszą być i już! Piekę je w przeddzień Wigilii i trzymam w sypialni (ok. 20*C), przykryte lnianymi ściereczkami. Piszę w liczbie mnogiej, bo przepis podstawowy mnożę razy 3 (na wynos daję jeszcze, bo się dopominają). Przed podaniem wykładam na blachę z piekarnika (ok. 170*C) i podgrzewam. Zawsze chrupkie, nic się nie rozłazi i ciasto nie jest „rozmoczone”.Przepis ze starej książki o tytule zapomnianym (coś z margaryną Kasią). Ja używam masła. Próbowałam rożnych „nadzień” i mięsny (jak do krokietów) i kapuściany i grzybowy. Wszystkie się sprawdzają. W Święta jednak nie kombinuję, robię farsz grzybowy.
Przepis na ciasto:
2 szklanki mąki
12,5 dag masła
1/2 szklanki śmietany (daję 12% lub 18%)
2 dag drożdży (łamię i skubię „kostkę” drożdżową na tzw. oko i zawsze jest ok, byle nie przesadzić , bo drożdże będzie czuć)
1/2 łyżeczki soli
Do śmietany daję drożdże, mieszam dokładnie (wychodzi taka papka śmietanowo-drożdżowa). Na stolnicę (blat) wysypuję mąkę, mieszam z solą, masło kroję „z ręki” drobno jak się da. Na to wylewam pulpę śmietany z drożdżami i „zaganiam” nożem do mąki. Nożem mieszam do delikatnego połączenia składników, a później najzwyczajniej w świecie zarabiam ciasto rękami. Nie staram się szczególnie, ważne by ciasto stało się jednym tworem. Nie przejmujcie się, że gdzieś tam masła większy kawałek czy coś!. Gdy lepi się za bardzo, można śmiało podsypać mąką. Gdy za suche (mąka stanowi czasem różnicę) dodaję trochę śmietany i już. Ma być w miarę jednorodne i trzymać się kupy. Zagniatam w kulę i nie czekam na wyrastanie. Kroję kawał kuli (resztę zawijam w ściereczkę) i toczę wałek jak na kopytka. Wałek jak na kopytka, rozpłaszczam wałkiem do ciasta (można butelką) i wychodzi podłużny „placek”. Na środek nakładam farsz (daję dużo) i zalepiam z góry i dołu. Ten szew (ze złączenia) obracam na dół, czyli na stolnicę (blat). Całość smaruję rozmąconym jajem, kroję poprzecznie jak kopytka i wsadzam do nagrzanego do 180* piekarnika. Piekę znów na oko (tym bardziej, że piekarnik a piekarnik robi różnicę). Czyli mają się ładnie zrumienić. Polecam bo pycha!