I też Twoje wytłumaczę Kasiu...wiosna mokra i niezbyt ciepła. Trzeba było mieć szczęście, żeby wstrzelić się z pogodą i oprysk zrobić.
Musisz oberwać wszystkie porażone liście i spalić.
Tak jak długo mam z różami do czynienie, tak długo z mszycami. Do tej pory Confidor załatwiał sprawę, u mnie jeden oprysk starczał. Jeszcze go mam, na przyszły rok może starczy jeszcze...a co potem? Muszę poszukać równie skutecznego środka systemicznego...