Kończy się drugi dzień imprezki urodzinowej, goście już poszli, mieszkanie też już ogarnięte, pies przytulił się i zasnął leżąc obok mnie, pożeram pyszny kawałek tortu…jest cicho, melancholijnie…zebrało mi się na refleksje, przemyślenia, zadumę…
Minęło 50 lat…czy wykorzystałam ten czas? Czy kiedyś oglądając się za siebie nie będę żałowała podjętych decyzji, niewykorzystanych chwil?
Pół wieku to szmat czasu… ale spoglądając z perspektywy tych upływających lat chyba nic bym nie zmieniła w swoim życiu. Żałuje tylko jednego…że nie ma już ze mną tej jedynej, szczególnej osoby… tak wiele mu zawdzięczam… zbyt wcześnie odszedł… No cóż, los pisze niekiedy scenariusz na który nie mamy żadnego wpływu.
Ale dość już smuteczków, właśni świętowałam swoje 50 urodziny i czas podsumować ten etap mojego życia. Tak, tak, zegar bije, lata mijają…ale czy są rzeczy/osoby dla których było warto przeżyć ten czas.
1. Urodzenie syna. Fenomenalne. Nie tyle sam poród (chodź wycisnąć z siebie 5-kilogramowe „maleństwo” to niezły wynik) ale wielka zmiana, jaka zaszła w życiu. Wychowanie syna nauczyło mnie cierpliwości, tolerancji….. oraz dyplomacji. To największa inwestycja, która teraz procentuje z nawiązką. Dumna jestem z niego ogromnie. Nie za to co w życiu osiągnął, ale za to jakim jest człowiekiem.
2. Mąż. Bez niego dziecko może by i było, ale na pewno nie byłoby tak samo. To właśnie mąż nauczył mnie twardo stąpać po ziemi, radzić sobie w trudnych sytuacjach, jako partner okazał się być wspaniałym towarzyszem i przyjacielem. To dzięki niemu czułam się kochana, realizowałam swoje marzenia oraz pasje i …nauczyłam się prowadzić ciężarówkę.
3. Przyjaciele. Mam najwspanialszych przyjaciół na świecie. Akceptują mnie taką, jaką jestem…. trochę szalona, spontaniczna, czasem w pogniecionej podkoszulce i z potarganymi włosami. Przyjaciele się ważni. Potrafią doradzić, pocieszyć, pozwalają się wygadać. I co najważniejsze – nigdy się na nich nie zawiodłam…zawsze SĄ…w najtrudniejszych nawet chwilach! Dziękuję Wam kochani !
4. Szczęście. Tak. Śmiało mogę powiedzieć - jestem szczęśliwą osobą. I staram się rozdać to szczęście wkoło. Bo szczęście przeczy matematyce: im częściej dzielisz je z innymi, tym bardziej się mnoży. Jestem optymistką, idę z uśmiechem przez życie i to mnie uszczęśliwia.
Bo szczęście to nie zbieg okoliczności, to nie uśmiech losu – szczęście to coś co każdy z nas musi wypracować dla samego siebie. Po prostu trzeba być twórcą swojego szczęścia.
5. Miłość - to najważniejsza wartość w życiu i bez niej świat jest szary, okrutny i zły. Miłość to niewyczerpane źródło witalności, szczęścia i dobrego samopoczucia. Jest lekarstwem na problemy i sprawy z którymi nie potrafimy sobie poradzić.
6. Styl życia. Moje motto życiowe brzmi: „mogę wszystko, nic nie muszę”. Cofam się tylko po to żeby wziąć rozbieg. Nie przejmuję się wszystkimi tymi sprawami, na które nie mam ochoty, w zamian robię coś dla samej siebie. Mimo doświadczeń życiowych mam niesłabnącą energię by, zmieniać cały świat. Cały czas chce mi się chcieć…i jest mi z tym dobrze!
7. Marzenia. Trzeba mieć marzenia bo nigdy nie jest za późno, by je realizować… Najgorzej jest żałować, że się czegoś nawet nie spróbowało…
8. Uśmiech – bo dzień bez uśmiechu to dzień stracony. Cieszę się rzeczami ważnymi, małymi i drobiazgami, bo radość życia to umiejętność delektowania się nawet banalną chwilą.
9. Wyjazdy. Małe i duże. Na miesiąc i na jeden dzień. Sama, z rodziną, z przyjaciółmi. Piękne chwile relaksu wśród górskich szczytów, pięknych jezior, na gorącej plaży z wielką porcją dobrego humoru i ogromnymi lodami o smaku czekoladowym.
10. Przyszłość. Co przyniesie kolejny rok życia? Czas pokaże, ale na pewno nie będzie nudno., bo ja nigdy się nie nudzę …nie ma takiego słowa w moim ‘”życiowym” słowniku.
Plany na przyszłość… Na pewno skoczę ze spadochronem, to już postanowione (niech no się tylko troszkę ociepli). Na pewno nadal będę czerpała garściami z życia co najlepsze, bo żyje się tylko raz, ale jeśli dobrze się to zrobi to raz wystarczy.
Jednego czego na pewno nie zrobię… nie będę się odchudzała, akceptuję siebie taką jak jestem, a po za tym …szkoda mi cycków…ha ha.
Wiem, że to forum to nie blog do zwierzeń ale tak mnie jakoś wzięło… Przepraszam…już nie będę…
Dobra idę ukroić sobie jeszcze jeden kawałek tortu. Podobno w swoje własne urodziny można bezkarnie jeść tort bo nie idzie w doopę. Więc ja biegnę do lodówki po oooogromny kawałek słodkiej pyszności a Wam życzę radosnego, słonecznego tygodnia.