Hmm. Podlewałeś. Może zatem źle, zbyt mocno. Coś im nie podpasowało. Pozostaje wymienić i traktować z umiarem. Podelwać co 2- 3 dzień (w zależności od temperatur i nasłonecznienia), ale nie po roślinie zimną wodą z węża w upalny dzień, tylko pod nią wieczorem lub rano itak z 10 litrów pod roślinę. Tegoroczna „wiosna” nie byla dobra do sadzenia, siania trawy itd, to fakt (chyba że mieszkasz na ścisłym południu).
Mimo wszystko mam wątpliwości czy z rodzimą glebą zmieszałeś jakiąś lepszą ziemą ogrodową, żeby cisy miały co jeść...
Posadź nowe traktuj jak wyżej i możesz spryskać czymś wzmacniającym, np. saprol thuja (wiem, źe w innym wątku też to polecałem ale ten środek systemuczny naprawdę fajnie wzmacnia iglaki, bo go stosuję).
Marcinie -podstawowy grzech jaki popełniłeś to za głęboko posadziłeś, a dodatkowo nasadę krzaków obsypałeś kamieniami. Cis nie toleruje głębokiego sadzenia. Nasada nie może być obsypana.
Ja wiem, że kamienie ładnie wyglądają, ale przez nie nie jestes w stanie kontrolować wilgotności gleby w korzeniach. Czy dodawałeś dolomit do gleby.
Atomek saprol thuja to środek grzybobójczy. Po co profilaktycznie opryskiwać rosliny? Zwłaszcza, ze cis musi wytworzyć mikoryzę, a oprysk na grzyba ją zabije.
____________________
Kto szuka ten znajduje, kto pyta ten dostaje:-)
Toszka, pewnie masz rację, chociaż opisuję jedynie swoje doświadczenia. Wydaje mi się, że główna przyczyna to posadzenie w takiej niesprawionej twardej ziemi, nierozluźnionej dobrą glebą, do tego być może zbyt głęboko, chociaż akurat to trudno stwierdzić po fotografiach.
Nie ma szmaty w sensie włókniny. Miałem resztki siatki cieniującej o sporym prześwicie bo 50% i podłożyłem pod grys aby się nie zakopywał. Woda przelatuje prze nią jak przez sito więc powinna być ok, natomiast problem z przysychaniem zaczął się sporo wcześniej. Tu zdjęcie z 12 maja:
Grys wysypałem dopiero jakiś tydzień, dwa później, bo jednak słońce wysuszało ziemię strasznie szybko.
Po wykopaniu 2 sztuk zauważyłem, że korzenie w ogóle nie zainteresowały się ziemią wokół siebie, wyjąłem je z ziemi niemal w takiej samej bryle jaką wsadzałem...
Część po prostu w ogóle nie zaczęła ukorzeniania, na to wygląda....
Podejrzewam, że błędem był sposób podlewania, być może woda powierzchownie nawilżała ziemię ale niżej było sucho - czyli za często a za mało...
I dolomit i mączkę, zaczynam mieć jednak wątpliwości czy wystarczająco je przemieszałem z kompostem i ziemią... Czy za głęboko? Raczej nie, bo starałem się trzymać poziom wg sznurka i dosłownie lekko przysypywać ponad poziom z doniczki, tak aby korzenie nie wystawały. Grys jak pisałem wcześniej, przyszedł już sporo czasu po pierwszych oznakach przysychania ale postaram się porozsuwać przy nasadzie aby nie zagłuszał ich.
Te które uschły całkiem tzn łamały się suche w palcach, wyjąłem i miały wilgotną bryłę korzeniową ale korzenie takie bez życia. Podejrzewam że może i ze sklepu (Castorama) wyjechały już w nie najlepszej kondycji...
Tutaj chyba leży problem, nieodpowiednio podlewane tzn. za mało, woda nie penetrowała ziemi wkoło albo za słabo... Dodawałem wkoło lepszej ziemi.
Co do pogody, to fakt że u nas, tj. w Toruniu wiosna bardzo gorąc i sucha była.
Zawsze jak sadzę, robię przy roślinie lekką nieckę, aby woda spływała ładnie do korzeni rośliny a nie na boki. Nie należy tego mylić z sadzeniem zbyt głębokim, ponieważ roślina ma ziemię w najbliższym otoczeniu na poziomie, na jakim rosła dotychczas.
Opiszę swoje doświadczenia z cisami mojej teściowej. Firma posadziła jej również Hicksii bodaj w 2014. Wszystko cacy, niby się znali na rzeczy (zakazali absolutnie maty - o dziwo, bo przeważnie takie firmy dają maty), gleba żyzna - czyli niby idealnie dla cisów. Ale zapomnieli o jednej rzeczy. Gleba była tam ciężka, typowa gliniasta. Cisy w niej po prostu wegetowały, część uschła. W tym roku wyciągaliśmy wszystkie, sadząc na nowo w glebie rozluźnionej. Cisy praktycznie nie puściły korzeni do gleby (był dalej obrys donicy) za to korzenie płożyły wokół rośliny po korze!
Wniosek z tego taki, że cisy - a przynajmniej pośredni Hicksii nie znoszą ciężkiej gleby.
No ja nie pomyślałem o podobnej niecce i woda prawdopodobnie odpływała gdzie było łatwiej, niżej...
Ale zobacz porównanie, u Twojej teściowej rośliny tak walczyły aby przeżyć, że poszły po powierzchni, a u mnie, gdzie ziemia luźna, nie poszły w nią wcale... Tzn te kilka sztuk, bo reszta ruszyła pięknie i zrobiły się puchate. Na 50 szt., 35 wygląda super, zdrowe i puchate, 5-7 słabo ale wiotkie i przynajmniej częściowo zielone, pozostałe bardzo słabo z czego 3-5 zdają się być suche na wiór i te właśnie nie wyszły korzeniami poza obrys donicy...
Wydaje mi się, że jednak za mało czasu upłynęło od posadzenia, aby puściły już zauważalnie korzenie. U niej minęły 4 lata i szukały ratunku w korze.
Reasumując, najbardziej prawdopodobne, że u Ciebie chyba się przesuszyły. Posadzone na równi (widać to na zdjęciach) za mało podlane i brak kory powodował, że to wszystko przy tych temperaturach co były szybko parowało. Potem dałeś kamienie a one przy upale i słońcu są średnią ściółką - nie zatrzymują wilgoci. Trafiłeś z sadzeniem w zły okres.