Dziś pobyt w ogrodzie był pełen wrażeń
Miałam sadzić narcyzy i plewić rabatę, ale usłyszałam kota....tak kota właśnie i to nie dużego tylko przeraźliwie wołającego matkę maluszka.....
Zaczęłam szukać za głosem i wyszło mi, że to z krzaków u sąsiada, ale nic nie widać w tych chaszczach.
Obeszłam tą walącą się chałupę i od strony ulicy po ornym polu brzuchem po ziemi trać pełzła malizna drąc się okropnie.
Podeszłam, a malizna zrobiła się dwa razy większa tak się nastroszyła ze strachu, a trzęsło się toto jak osika....

Chciałam wziąć na ręce, ale kotek okazał się dzikuskiem i chciał mnie łapka potraktować. Wołam eMa żeby przyszedł w rękawicach.....ale gdzie tam chłop głuchy na moje wołanie. Zostawiłam dzikuska pod krzaczkiem bzu i pognałam po faceta.
Leciał biegiem po rękawice jak powiedziałam o co chodzi.
Dopadliśmy malucha, który na rękach się uspokoił i przepytaliśmy sąsiadki na okoliczność czy to nie ich kociak jest....
No i okazało się, że żadnej z nich , za to Jedna powiedziała, że od niedzieli tak się darło.
Wychodzi na to, że kociaka ktoś( zły ktoś) podrzucił!!!
Serca trzeba nie mieć


Maluch okazał się słodką malutką, która mruczy jak się ją głaszcze i szuka cyca mamy w ubraniu lub dłoni.
tak się darła już w naszym ogrodzie
Od niedzieli( jeśli nie dłużej nic nie jadła)
Rzuciła się choć nie umiała jeść i nie chciała od podstawki odejść
Najmniejsza podstawka jaką znalazłam
takie mamy umaszczenie
tak mi smakowało
Ja jej dałam na imię Lola, ale chłopcy protestują

Oczywiście zostaje z nami

Tylko nie w ogrodzie , a tu gdzie mieszkamy, Poker będzie miał towarzyszkę, choć na razie na nią warczy