Dopóki nie zakupiłam pułapek i Lepinoxu też robiłam opryski chemiczne. Problem polegał na tym (Lepinox mi to ujawnił), że trudno dostać się do jaj i maleńkich gąsienic (w fazie czarnej główki), bo te cwaniaki składają wierzchołkowe liście w dwie łyżeczki, złożone i sklejone lepką nicią. I w najwyższym poważaniu miały opryski. Dodatkowo nie mają cyklicznych wylęgów...czasami to były odstępy kilku dni.
Szybka kalkulacja wystarczyła, aby porównać koszty chemii, szkodliwość i niszczenie innych owadów do wydatku na Lepinox i ochrony rosliny na ponad dwa miesiące.
Minęły 2 tygodnie od oprysku i zauważyłam nowy wylęg ze złożonych jaj (przed opryskiem). Już małe gąsieniczki padają. Chemia takiej bariery ochronnej nie daje. Niestety. I druga sprawa - przy chemii trzeba wpasować się w pogodę.
Lepinoxem pryskałam 2 godziny po deszczu. I widzę, że działa. A słaba skuteczność chemii widoczna jest na moich bukszpanach.
____________________
Kto szuka ten znajduje, kto pyta ten dostaje:-)