Kotka zjadła to, co postawiłam przed klatką i znowu nic. A ja siedzę za drzwiami z tym sznurkiem w ręku i nic. Oczy mi już zaczęly wirować od tego wpatrywania się w ciemności czy mamusia raczy w końcu wejść do kotków a ona nic. Zimno mi a ona nic.
Rudy kocur znowu przyszedł, zjadł druga porcję mielonki ustawioną w drugim miejscu ale nie mogłam dziada pogonić bo kotka by też uciekła. Gorąca linia z Państwem ze stowarzyszenia cały czas, bo jeśli zostawilibyśmy je samych to mamuśka w końcu by weszła do środka ale zabrała by kociaki i przeniosła gdzieś, gdzie na pewno byśmy ich nie znaleźli. Po 23-ej w nocy przywieźli tzw żywolapkę. Pomysł był taki, że skoro cały czas jest przy kociakach to jeśli za zamkniemy a żywołapką ustawimy obok to jak zgłodnieje (rudy zjadł większość) to powinna się złapać. Do rana nie byłam w stanie siedzieć z tym sznurkiem w ręku

Ok, 24.00 wszystko ustawione, ja przebrana już w koszulę nocną, kociaki zamknięte, otulone ciepło , dostaje SMS od Pani, że może jeszcze kociakom zrobić taki termofor, czyli plastikową butelka z gorąca wodą owinięta ręcznikiem. Ok, schodzę na dół, włączam wodę ale jeszcze postanawiam wyjrzeć delikatnie przez okno. Oj, coś mi się dwoi w oczach, a w żywołapce są dwa koty, mamuśka i ten rudy dziad. Szok. Telefon, za 10 minut byli Państwo (mieszkają na szczęście nie tak daleko ode mnie). Sami byli zszokowani bo nigdy nie mieli takiej sytuacji. Jak mogły wejść tam razem, zagadka niesamowita.
Jak teraz je rozdzielić tak, aby kotkę dać do kociaków, a co z rudzielcem? Nie będę rozpisywać się szczegółowo, jakie były dylematy, próby rozwiązania sytuacji, w każdym razie: rudzieleć musiał być wypuszczony z zamiarem wyłapania go za kilka dni , kastracji i wypuszczenia na wolność a kotka w końcu w klatce weterynaryjnej, zabezpieczona, zadowolona, w ciągu kilku minut karmiąca swoje kociaki. One piszczące z zadowolenia, ona mrucząca, grzeczna, a my ufff, 2- g godzina na ranem, chodzący na swoich rzęsach.
Niespodziewane „kwiatki” ogrodowe były u nas do dzisiejszego popołudnia, ponieważ było dla nich szykowane miejsce do tzw. socjalizacji” i miały być tam przewiezione od razu od nas bez niepotrzebnego dodatkowego stresu transportowego. Kociaki podobno mogą mieć 2-3 tygodnie, są w bardzo dobrej formie a kotka też nie wygląda na zabiedzoną, tak, jakby gdzieś może się dokarmiała.
A rudzielca dzisiaj nie widziałam
Ale jeszcze jeden czarny to był, tylko kocur.
Ja mam mało atrakcji w życiu więc jedna więcej, jedna mńiej
