Masowo to liście nawet teraz jeszcze nie lecą, październik to czas intensywnych dębowych "deszczy" liściowych. Nie wiem jak dużo masz tych liści, ale ja część zostawiam a i tak ok. 40 worków mam do wywiezienia.
Z "narobieniem się" poprawiłam jeszcze w ten weekend. Sprawdziłam na zdjęciach, świecznice zakwitły skromniutko w następnym roku po posadzeniu, a dwa lata później już całkiem, całkiem.
Jak będę wiosną ruszać potwora paprociowego, to sadzoneczkę masz jak w banku. Tylko jakby co to się przypominaj, bo wiesz, skleroza nie oszczędza...
No to jak już ochłonęłaś (a mniemam, że tak bo trochę czasu minęło), to zadawaj te pytania. Kochana, jak to nie dasz rady???? Pomyśl, że ja działam tylko weekendowo i na troszkę większej ogólnie przestrzeni niż Twoja. Moje "dłubanie" ogrodu liczy się w związku z tym w latach, dodatkowo walczę z piachem, miejscami z martwicą glebową. Wymieniam podłoże. No to jakże Ty nie dasz rady? Dasz I tego się trzymaj. Szpadel za szpadlem, szpadel za szpadlem i... powstaje rabata.
Reniu, my mamy nawadnianie w ogrodzie. Co prawda bardzo prymitywne, ale coś tam mamy. Na tę rabatę akurat podlewanie nie dosięga. Podlewam doraźnie jak jestem, kładę wtedy wąż i leje się z godzinę. Te trzy tygodnie to sama nie wiem, jak one tam przeżyły, może spadł jakiś deszcz "po drodze", ale nad rabatką też parasol z konarów sosny i musi solidnie padać, żeby woda z nieba na nią dotarła. Widać jednak, że rośliny marnawe, hortensje słabo kwitną i mają małe kwiatostany, trawy i bodziszki ledwo zipią, a o różach (tak, tam są też róże!) to już nawet nie wspomnę, porażka, oby przeżyły do przyszłego roku to je przesadzę.
No Zoo jak widać odpada, a szkoda, bo nawet bym się poświęciła i zatargała dla dobra zwierzyny.
Jak najbardziej używam liści dębowych jako kołderki, są doskonałe do takich celów. Zbieram do worów, kompostuję, ale i tak mam ich po prostu za dużo. Chętnie oddam.