Dzisiaj uzbrojona w drabinę, maszynę do cięcia i dwa sekatory duży i mały zaczęłam walkę z tujami a raczej zaczęliśmy, bo praca była zespołowa ja cięłam, eM trzymał drabinę a córka patrzyła czy równo tnę

Więc zasług nie mogę przypisać tylko sobie
Urobiłam się jak nieboskie stworzenie, tuje to miałam wszędzie a ręce od tej piekielnej maszyny bolą mnie jak diabli i jutro to się pewno nawet w nos nie będę mogła podrapać a obcięliśmy dopiero 1/3.
Na szczęście to ta gorsza część za nami, nie obcinana od kilku lat z resztą powinno być łatwiej bo tuje mniejsze i cięte w tamtym roku wiec jutro czeka mnie ciąg dalszy zabawy. A w perspektywie jeszcze żywopłot za płotem i świerki za rabatą z rododendronami.
Sekatorem oberwało się jeszcze tamaryszkowi i teraz zaczyna mieć takie fajne kuleczki
Chyba wpadłam w jakiś trans cieciowym i aż się boję co z tych moich krzaków zostanie
Fotki przed zapomniałam zrobić ale znalazłam z wiosny
na fotkę po nie miałam siły za to córka zrobiła fotkę w trakcie