Wczoraj po pracy powiązałam pomidory. Jeszcze muszą dzielić miejsce z daliami w doniczkach. Tu są przynajmniej bezpieczne, bo na zewnątrz ślimaczory w natarciu. Winogrono wypuściło liście.
Potem wycięłam dwa jałowce, bo jeden już wisiał nad hortensjami i groził połamniem. Nie jestem w stanie ich już podnieć i do czegokolwiek przymocować. Za wysokie.
I jeszcze trzeci musiałam wyciąć, taki pod ogrodzeniem, bo jak rano wychodziłam zobaczyłam, że położyła się połowa w nocy. Rozłamał się też pień na dole
Może udałoby się go podnieść, jakimiś klamrami złapać, ale nie wiem czy jakaś choroba grzybowa by się nie pojawiła.
Wycięłam. Wybrałam też sporo suchego. Worek plus pojemnik. Wszystko namakało podczas długotrwałego deszczu.
W sumie nie był ta jakiś okaz, nad którym będę strasznie płakać, ale dziura się pojawiła. Może uda mi się jakoś gałęzie świerka powiązać i dziura z czasem będzie mniej widoczna. Dobrze, że świerk gniazdkowy, który pod nim jest posadzony jest elastyczny i ocalał. I to potwierdza, że nie ma ogrodu skończonego.