W wątku Patrycji odpowiedziałam Makao, w jaki sposób rozmnażam hortensje bukietowe z tzw. "patyczków". U siebie przekopiowuję tekst:
„Patyczki” wkłada się do słoików z wodą (bez chloru, czyli odstaną, przynajmniej 24 godz.). Do wody można dodać (nie trzeba) po kawałeczku węgla aktywowanego, by zabić ewent. bakterie.
Słoiki należy postawić w widnym miejscu w pokoju, np. na parapecie. W słoikach „patyczki” powinny mieć luźno. W zależności od warunków (odmiany, temp. wody, temp. otoczenia, ilości światła, itp.) wcześniej lub później wypuszczają listki, a w dolnej części białe wypusteczki, z których wyrosną korzonki. Gdy woda mętnieje, robi się brzydka należy ją zmienić. Nowa woda musi być odstana (sic!).
Pod koniec kwietnia, na pocz. maja korzonki będą na tyle duże, że można sadzonki posadzić do doniczek i po zahartowaniu wystawić do ogrodu (w drugiej połowie maja). Początkowo doniczki powinny stać w cieniu, półcieniu. Często już w pierwszym roku zakwitają (niezbyt okazale). Ale w kolejnym roku są już fajnymi krzaczkami normalnie kwitnącymi.
Ja pozostawiam te sadzonki w donicach na zimę. Nie ma obaw, że przemarzną. Moje sadzonki z zeszłego sezonu już są przycięte i czekają na wywiezienie do ogrodu starszej Córki i posadzenie do gleby. Na bank zakwitną!
Zaraz poszukam w telefonie zdjęć. Pamiętam, że koleżanka prosiła mnie, by zrobić dla niej z tej „patyczkowej uprawy” fotorelację. Zdjęcia wstawię u siebie, żeby nie zaśmiecać u Patrycji.
Ps. Część „patyczków” pada, nie wypuszcza korzonków. Nie odkryłam jeszcze dlaczego. Ale uprawa w ok. 80 – 90 % kończy się sukcesem.