Wszystkim dziękujemy za wsparcie.
Ostatnie tygodnie bardzo były dla nas nerwowe z różnych przyczyn, głównie zdrowotnych w rodzinie, ale i sytuacji w kraju. Stresy staraliśmy się odreagować jakoś. Ogród po raz kolejny okazał się zbawieniem, tym razem dla Emusia również, tyle, że Jemu teraz zostały tylko soboty i niedziele, ja łapię jeszcze kilka godzin w tygodniu, ale te długie wieczory niestety dobrze nam nie robią....
Przyroda sprowadza nas na ziemię, życie nie czeka, co dnia mamy go mniej.....
Trzeba żyć dalej.....jakoś
W tym tygodniu Emuś skosił jeszcze połowę ogrodu, ja dosadzałam w łące
posadziłam na próbę na kwiat czosnek jadalny ozimy, rudbekie, irysy te najzwyklejsze żółte, wiązówkę, szałwię lekarską, cos może jeszcze dosadzę, chodzę po ogrodzie i myślę co jeszcze....
Opryskałam miedzianem brzoskwinie, bo potem nie wiadomo jaka pogoda będzie, a większość liści z nich spadła już. Opryskałam też wszystkie róże bo teraz po tej deszczowej aurze wszystkie w plamistości( jeszcze tak nigdy nie miałam) mam obawy co będzie w przyszłym sezonie. Przebarwienia tej jesieni były bajeczne, dziś nie wiem jeszcze jak jest bo wczorajszy wiatr rozbierał drzewa w tempie ekspresowym. Wszystkie liście z orzecha sąsiada spadły do nas na podwórko, a nawłoć sieje się masowo( przeraża mnie to)
Powycinałam rośliny w oczkach już, zostało wykopać dalie i sprzątnąć warzywnik, potem to już cięcie róż i wiązanie traw....
Buda prawie skończona, zostało drobiazgi dopracować