Sporo udało się zrobić bo choć chłodnawo to nie padało.
Emuś wymył ścieżki w warzywniku( jeszcze trzeba będzie raz poprawić, masakra ile tego błota naniosło, ale choć trocin już nie ma. Ułożył z cegieł resztę placyku pod beczki i wyczyścił mi tą starą z cementu. Potem podłączył je pod rynny, a potem uporał się z jedną kępą trawska w miscantach i przyciął rdestówkę Auberta.
Syn pomalował kolejna ściankę ptaszarni i kawałek płotku w warzywniku, a potem skosił trawę w podwórku.
A ja pomalowałam beczkę na wodę co Emus czyścił, podzieliłam w łąkę trochę bylin( znowu), przycięłam prawie wszystkie krzewuszki i żylistka, trzmieliny przy ognisku oraz tawuły Biliarda, a potem nareszcie poustawiałam wszystkie dekoracje w ogrodzie, miesiąc później niż zwykle...no i oczywiście nakarmiłam i napoiłam ptactwo. I tyle, ale jak na jeden dzień całkiem sporo
Zostało mi przycięcie jednej krzewuszki, 2 pęcherznic, 3 tawuł japońskich, wszystkich budlei Dawida, golenie wszystkich wrzosów i turzyc, tylko, że te już rosną

A i sadzenie ziemniaków, dalii i mieczyków, spalenie wszystkich stert z przycinki....jak się z tym uporam mogę plewić
Potrzebuję dwa tygodnie bez deszczu, a na to się nie zanosi