Ostatnio dużo na O o ekoświadomości. Podczytuję wasze dyskusje. Ciekawe, nawet bardzo. I zastanawiam się co u siebie zmienić. Nie jestem fanatyczką eko. Daleko mi do takiej osoby ale też staram się tej chemii, gdzie tylko mogę unikać. Od kilku lat ograniczam stosowanie nawozów sztucznych, na rabatach jadę głównie na oborniku (granulowanym), mączce bazaltowej i kompoście (własnym i kupnym niestety). Szukam jeszcze czegoś naturalnego do trawnika. Staram się nie pryskać chemikaliami roślin - jak mam mszyce to w pierwszej kolejności zbieram i zmywam wodą. Jak widzę, że nie pomaga a róża wyraźnie marnieje - pryskam substralem. W ubiegłym roku użyłam go słownie jeden (1) raz na 3 krzaczkach. A drugi preparat to lepinox - ten jest w sumie podobno biologiczny. Ograniczam rośliny, które chorują - zostawiam tylko te, które nie chorują. Jeżeli mam lać tonę chemii by ją uratować to wolę wywalić za wczasu - patrz głogi czy jałowce. A nawet klony palmowe. Tu przestałam mieć skrupuły. Jest to marnotrawstwo ale nauka kosztuje. Nie rozwija się ten, kto nie popełnia błędów. Oduczyłam się sadzenia na siłę roślin, które mi się podobają ale nie mam na nie warunków - patrz kwasoluby. Robienie specjalnych mieszanek, dodawanie 15 składników po to by po 2 latach było to samo według mnie jest zawracaniem czterech liter. Wiem, że niektórzy doktoryzację na tym zrobili ale lepiej dla natury jest dobrać roślinę do danego środowiska niż zmieniać środowisko na siłę. Mam ziemię zasadową i tyle. Wybieram rośliny akceptujące ten stan. Natomiast patrząc z perspektywy czasu i obecnych dyskusji popełniłam jeden błąd - mam dużo roślin w ogrodzie. I nie chodzi tu o ilość czasu poświęconą na pielęgnację czy, że zarosnę i nie będzie mnie widać (tak się nie stanie) . Bardziej chodzi o ilość urobku na wiosnę/jesieni i co z tym dalej robić.
To jest ilość urobku z czyszczenia 20% rabat.
Gałęzie z morwy zostawiam bo będę robiła zrębki na zapłocie. Ale co z resztą? Kompostownik mam 1 i to mały raczej. W sezonie służy bardziej do wypełniania trawą. Choćbym chciała - nie mam miejsca na więcej, źle na początku do tego podeszłam. Nie zdawałam sobie sprawy ile tego wszystkiego jest. Być może uda mi się zaanektować trochę przestrzeni za płotem i tam zrobić takie druciane kompostowniki ale to dopiero pomysł. Liście drzew, które nie łapią grzyba, zbieram w worki i zostawiam na ziemię liściową do ściółkowania. Natomiast nikt mnie nie namówi do zostawienia na rabacie jakichkolwiek liści z róż czy przeznaczenia ich do kompostowania własnego. I co zrobić z resztą? średnio z wiosennego sprzątania mam 20 worków odpadów. Tyle samo na jesieni. Oddaję to na bio bo nie jestem w stanie tego zagospodarować w żaden sposób ale może są na to sposoby.
Na razie znalazłam takie:
1. Własna ziemia liściowa to jeden.
2. Następny jaki znalazłam - ściółkowanie ziemi ściętymi i rozdrobnionymi trawami, miskantami - ok, ale co robicie z kłosami z nasionami??? Przecież to się wysieje??
3. kompost z tego co zdrowe - co robicie z tym co np. z grzybem? W moim wypadku liście z katalpy i wierzby, tak razem ze 2 worki plus pozostałości po różach - tego z 5 worów nazbieram co roku
4. co robicie z tujowymi łuskami po trzepaniu? Na kompost? to samo z bukszpanem i cisami? bukszpanowe to teraz przy ćmie się boję. Spalić nie można. na bio też nie. Ostatnio wrzucałam do kosza zwykłego to mnie ochrzanili śmieciarze, że od tego jest bio. Pocieszam się, że za chwilę będę bez bukszpanów

5. z popiołem z kominka problemów nie mam bo jest osobny odbiór. można go też kompostować o ile jest czysty
6. jeszcze przyszło mi na myśl wypełnienie dna skrzyń warzywnych
Jakie jeszcze inne macie sprawdzone sposoby zmniejszenia ilości bioodpadów? Ograniczenie ilości roślin nie wchodzi w grę. Nie w tym ogrodzie. Może kiedyś, w innym

.
Co w sumie u was trafia do bioodpadów a co do kompostownika?