To chyba przyszła pora na zmierzenie się z pierwszą połową września, by już być na bieżąco. Wrzesień zaczął się dla mnie wyczekiwaną wystawą Zieleń to życie - jej termin mam zawsze zaznaczony w kalendarzu od początku roku i nawet jestem gotowa poświęcić dla niej wyjazd na działkę

Tak też było i tym razem, ale o wrażeniach to wiem, że muszę napisać w osobnym wątku. Mam nadzieję, że nie zabraknie mi chęci, by to zrobić, a wówczas dam znać. Dziś tylko pokażę, co ze mną z wystawy przyjechało. W tym roku na szczęście bardzo mało. Były lata, że potrafiłam obracać dwukrotnie, bo nie mogłam się zabrać ze wszystkim do domu

Przede wszystkim przyleciała ze mną ważka i osiadła w trawie

Dekoracje tego typu są już w wielu ogrodach, chciałam mieć i ja swoją, która by pasowała do innych żeliwnych drobnych elementów na domku. No i chciałam żeby było to coś niewielkiego, delikatnego.
No a z roślinek skusiłam się tylko na knautię (świerzbnicę) macedońską Thunder and Lightning, która u mnie pewnie okaże się roślinką krótkotrwałą, gdyż lubi gleby zasadowe i nie lubi być zalewana. Ale nie mogłam się oprzeć urokowi tych amarantowych kwiatuszków, podobnych do driakwi, na tle pstrych liści

Za nią w tle szałwia, którą dostałam siedząc sobie na leżaczku pod budynkiem wystawowym od pana likwidującego jedno ze stoisk - taka miła niespodzianka. No i zakupiłam jeszcze fotergillę amerykańską, ale ta jeszcze wciąż u mnie na balkonie, nie mogę się zdecydować, gdzie ją wcisnąć ...