Będą nowe kupiliśmy i robimy drewno, u eM zamówiłam plastry, w sumie to sam się pytał, czy chcę i żebym coś wymyśliła pomysł już jest tylko czas by to ogarnąć, sami tniemy, eM wczoraj ciął a ja obsługiwałam łuparkę, nawet mi się podobało
Brutus to największy „włóczęga”, a ostatnio to przechodzi sam siebie .
Do niedawna było tak, że jak wyjeżdżałam samochodem, to trochę wychodziły za bramę (tam się zatrzymuję i czekam aż brama się zamknie), ale wystarczyło otworzyć okno i krzyknąć „wracać!” , to wracały na podwórko (oprócz Elzy, bo ta nie wychodzi w ogóle, oprócz dwóch eskapad wszystkich czterech, to dopiero była akcja). Ale ostatnio nie zdążę nawet otworzyć okna, czasami robię to jeszcze zanim wyjadę, ale to i tak nic nie daje. Brama się otwiera i psy w długą. Wtedy wychodzę z samochodu wołam je, ale zazwyczaj tylko Zeus wraca od razu (Elza nie wychodzi). Zamykam bramę za sobą i idę po resztę towarzystwa (Venus biegnie za Brutusem). Zazwyczaj już mnie nie słyszą, dopiero jak ich dogonię. Zazwyczaj jest to pod ogrodzeniem najbliższego sąsiada, ale jakiś czas temu wpadły na podwórko do byłego sołtysa (miał otwartą bramę) . Na szczęście nikogo nie było na dworzu . Jestem w 99% pewna, że nikomu nic by nie zrobiły, ale nie chciałabym, żeby kogoś nawet „tylko” nastraszyły. Jak już jestem blisko i mnie słyszą, to przybiegają i wracamy do domu.
Słynna podwójna eskapada, gdzie uciekły wszystkie, zdarzyła się latem. Podjechałam sobie taczką po paczki do bramy i je ładowałam. Zazwyczaj wtedy wszystkie psy się kręcą wokół mnie. Nie tym razem . Coś poczuły i wszystkie 4 sztuki pobiegły w siną dal. A ja za nimi. Dobiegły do asfaltu (dobre 100 metrów od bramy), przebiegły przez niego, rozdzieliły się na dwie grupy i nie wiedziałam za którą biec. Ale w końcu się połączyły, zmęczyły i dały się dogonić. Wtedy już normalnie cała banda wróciła ze mną do domu.
EM się ze mnie śmiał, że miałam biegi przełajowe, ale to się na nim zemściło . Za dwa lub trzy dni robił coś na działce z tyłu i otworzył tylną bramę (tam mamy ścieżkę do lasku). Co zrobiły pieski? A pobiegły sobie . I tym razem on biegł za nimi. Długo ich nie było, więc poszłam w kierunku ucieczki. Przeszłam cały lasek (kilkaset metrów), doszłam do rowu, za którym jest duże pole i kolejny lasek. Przy rowie znalazłam Elzę, chyba już miała dość , ale nie było widać reszty i EMa. Postałam chwilę i zobaczyłam, jak wychodzą z tego drugiego lasku. Także eM miał dystans kilka razy dłuższy od mojego .
No właśnie tam akurat nie mają za dużo słońca, to takie miejsce, że nie wiadomo co z nim zrobić, w sumie może mogłam tam hosty posadzić, teraz tak pomyślałam żywopłot jest u sąsiada, mówił, że będzie go chciał mocno przyciąć na wysokości, tak prawe o połowę, bo mocno się rozrósł, chociaż ja lubię ten żywopłot taki jak jest, ale jak będzie niższy, będzie więcej słońca
Aga fajne historie z psiakami w roli głównej. Uśmiałam się.
Naszemu też zdarzały się eskapady jak jeszcze wychodził na spacer i był puszczany ze smyczy. Parę razy wracał wtedy nad ranem. Teraz to już staruszek i go nie puszczamy. Tylko na działce jest wolny.
Basiu na pewno coś wymyślisz z tych plastrów.
No nieźle u nas Aza jeszcze nigdy nie uciekła, mocno jej pilnujemy, bo ona trochę wredziol jest ale Diana miała swoje wycieczki, raz kościelny chodził i furtkę otworzył, no i poszła sobie, ona bardzo łagodna była tylko wielka, większa od Azy i jak przez wioskę w swojej radości do mnie biegła, to wszyscy napotkani ludzie w bezruchu stali, a ona jak taki cielak biegła raz do baru wpadła, za takim kundelkiem, ja za nimi, a tam wystraszony barman z mopem za barem, ja do niego, że może ją pogłaskać, nie dał się przekonać a sąsiad jak miał jeszcze malabuta suczkę, zawsze mu jakąś kurę, kaczkę przynosiła do domu, raz sama widziałam jak wracała z kaczką w pysku, kaczka żywa była