Ależ Aprilu, ja też się zmagam. Nie akceptuję mojej kamienistej wypłukującej się gleby, nie sadzę roślin jak Beth Chatto stosownie do siedliska (u niej ogród żwirowy, ogrody wodne) i walczę z jeżynami na skarpie - ogrodowa donkiszoteria to moja specjalność.
Jest nowa naczepa - szara. Pasuje do polskiego nieba.
Ubiegłego roku nie oceniam jako ciężkiego dla ogrodu. Tak, padły szybko pomidory w gruncie i bukszpany od deszczu ale wreszcie ogród dostał normalną dawkę wody, jak za dawnych czasów. U mnie nie było jej za dużo. Ładnie się wchłaniała, wsiąkała na rabatach. Raz na trawniku miałam wrażenie dziwnej miękkości podczas chodzenia - chlup, chlup. Ale wielkie drzewa są nieocenione w całym tym ogrodowym zegarze. Bardzo ładnie pobierały wodę.
Ostatki, czas na ogrodowe wspomnieniowe ostatki - wrzesień.
Haniu, wiem. Dlatego pojechałam osobiście po zamówienie. Ode mnie to niedaleko, fajna wycieczka. Po drodze jakieś atrakcje turystyczne (i inne ogrodnicze; 2 fajne centra ogrodnicze) lub znajomi.
Pochwalę się jeszcze moją (naszą) pracą u siostry. Dom budowany systemem gospodarczym w trudnych latach 90-ych, a więc wymagający remontu (co ciągle się dzieje), zyskał oprawę. Niesamowite jest to, jak ogród podnosi atrakcyjność całości. Wcześniej rosły jałowce i tuje i był wielki warzywnik. Dziś warzywnik pozostał a po jałowcach nie ma śladu.
Siostra ma zielone palce do rozmnażania roślin i lubi pracę w ogrodzie. Szwagier też.
A u nas we wrześniu dalie zachwycały. Nie wiem, co mają w sobie ale mogę się gapić na nie godzinami i porównywać zestawienia kolorów i pokrojów.
W ubiegłym sezonie posadziłam je troszkę za luźno. Kilka karp wypadło (wyjątkowo źle się przechowały) już w gruncie, nie zdążyłam uzupełnić wszystkich luk.