Jeszcze aktualny bukiet zostawiam i lecę do roboty, która jak zwykle mnie przerasta. Czyli róże czekają na posadzenie (i poczekają, bo źle policzyłam i będzie za dużo), sadzimy drzewa, bo nieoczekiwanie okazało się, że ciągle nam mało, sadzimy cebule u siebie i "w czynie społecznym". O skopaniu warzynika na razie marzę. A wirusy i inne takie ułomności nie odpuszczają.
PS Na wszystkie posty odpowiem.