Kanciki wołają o moją uwagę, a rutewki wabią puchatymi pomponami:



Zgolone na jeża turzyce odżywają, wszystkie roślinne przeprowadzki się przyjęły

Drogi kasztaniku, uczyń mi ten zaszczyt i zakwitnij proszę choć jednym kwiatkiem w przyszłym roku, ładnie proszę



Ferrero (Selero?) Rocher i pory posadzone, czas wysypać przestrzeń wokół skrzyń skoszoną trawką:



Tutaj z kolei mamy pękate pączki pigwy i w końcu, 20 maja, poczciwy foliak zostaje zasiedlony melonami Malaga i Charentais, agrestisem ( ), ogórkiem meksykańskim i szklarniowym oraz 2 sadzonkami arbuza Rosario.

Takie to Ci były dryblasy potężne zaraz po posadzeniu :



Na specjalne zamówienie Elci (czyli mamy mego lubego) zamawiamy 2 kaliny herbaciane. Łączka kwietna pokazuje pierwsze kolorki.

Więcej kolorków:



I titul przyłapany na gorącym uczynku z kosiarką ( kiedyś wymyśliłam mu inny przydomek: Hrabia Monte Pryskocz, bo robił opryski drzewkom owocowym ).



Widzicie placki gołej ziemi wokół budki będącej letnią rezydencją naszych psiaków?- rylce z nich nie z tej ziemi, skończyło się na wkopaniu mocnej siatki, żeby dać dosianej trawce jakąkolwiek szansę za ukorzenienie się i przetrwanie.



A tutaj peonia w ogródku mojej mamci, musiałam koniecznie cyknąć fotkę, tak mnie uwiodła pięknem swych pastelowych płatków (była ogromna! ):

Kolejne chciejstwo wędruje pod mą strzechę- oto zawilce Little Breeze Kiss w trakcie odpakowywania:



Te małe pipsztoki na froncie rabatki to właśnie one- komu podać lupę?



Dalie się rozrastają i w końcu możemy komisyjnie opękać z Szymem pierwszą truskawę:

28.05.2023
Pomidorki obsypują się kwiatuszkami, na niektórych zawiązały się już pierwsze owocki, w prawym rogu na dole widać wielodoniczkę z kiełkującymi ogóraskami:




Łączka tym razem w bardziej dzikim wydaniu:

Małe zbliżonko na kępkę orlików 3w1 i zdrowiuśkie rozetki hostowe:



Saba przeprowadza kontrolę jakości trawnika:

Byliśmy zmuszeni poczynić te szkaradne zasieki antywłamaniowe w warzywniku, okoliczne koty rozbestwiły się na tyle, że uznały pulchną ziemię w skrzyniach za królewską kocią kuwetę, zniszczyły mi prawie cały rządek fajnie podrośniętych rzodkiewek, sporo siewek aksamitek, kilka ogórków i jeszcze pewnie inne roślinki, o których litościwie zdążyłam już zapomnieć. Chwilowo pałałam żądzą mordu, ale nie można winić kotów, że są, no cóż.. kotami




Bździoły uwijają się z robotą, aż miło:

Ten widok nigdy chyba mi się nie znudzi (no może z wyjątkiem zielonej siatki ):