Korzystając z pięknej pogody większość dnia spędziłam dziś na pracy w ogrodzie.Poczułam się jak zwierzak wypuszczony z klatki po tych zimnych dniach i biegałam jak opętana chcąc nadrobić te stracone dni.Najchętniej robiłabym wszystko na raz,choć wiem,że tak się nie da

W każdym razie zrobiłam sporo i to mnie cieszy.W warzywniku przygotowałam już ponad połowę wielkiej rabaty (może nawet poletka

) pod ogórki.Wypryskałam paskudne pokrzywy i inne chwasty pod drzewami owocowymi (co roku walczę z nimi ręcznie,ale w tym roku postanowiłam zwalczyć dziady chemią).Wypieliłam między bylinami.Przy okazji zauważyłam dwie mikroskopijne szałwie (wysiały się?) i żeby ich nie usunąć przypadkiem z chwastami,przesadziłam do doniczek.Zaczęłam też wygrabiać mech z trawnika.
Jestem zadowolona,bo powojnik,który myślałam,że zmarzł,zaczyna wypuszczać z korzenia,ulżyło mi

Wychodzą też już hosty (dwie od zeszłego roku i kilka posadzonych w marcu).Piękne pączuszki ma też już moja trzyletnia glicynia.Tak więc moje roślinki mają wielką wolę życia i mrozy ich nie zniszczyły (poza małymi wyjątkami).Jest dobrze

Teraz w bólach czekam na lilie i miskanta posadzonego jesienią (pan Mariusz pisał w jednym z wątków,że miskanty późno startują).