No i co ja g...a narobiłam ?
Dwa lata temu krety ryły mi działkę w jakimś oszalałym tempie; rano po spojrzeniu przez okno mało zawału nie dostawałam, po 20 -30 kopczyki widziałam na samym trawniku, nie mówiąc o rabatkach kwiatowych.
Ogłosiłam akcję zbiórki petów, no po papierosach, słoikami znosiłam do domu i zalewałam w słoikach, pojemnikach plastikowych, w czym się dało. Po minimum 3 tygodniach wlewałąm ten "wywar" w dziury kretowe.
Efekt ? Nie ma go ! A ja za nim tęsknię i w myślach wołam "wróć" . Pojawiły się inne stwory które zżerają mi moje rośliny, więc czekam z ustęsknieniem na powrót kreta. Tylko czy wróci ?
Ot, kobieta zmienną jest, ale my chyba wszystkie tak mamy. Jak już wydawałoby się mamy perfekcyjnie - burzymy i od nowa... Faceci jakoś mniej chętni do rewolucji ogrodowych (no, może poza facetami Ogrodowiskowymi)