Ale temat i burzę rozpętałam

....no to i mnie wypada się wypowiedzieć.
....ja chciałam w życiu robić coś zupełnie innego niż robię, bo chciałam być psychologiem. Ale jeszcze w szkole średniej, poprzyglądałam się pewnemu towarzystwu pomocy młodzieży i zrozumiałam, że studiować psychologię, pracowac jako psycholog i kochać psychologię to trzy różne sprawy. Za moich czasów, a nie są takie odległe

to wygladało zupełnie inaczej - teraz już można to godzić, wtedy jeszcze to był jakiś absurd państwowego poprawiania jakości życia w 40 minut.
...i nie pamiętam jak to się stało, ale głos rozsądku za mną chodził, że może spodoba mi się coś "twardego"...i tak to właśnie zaczęłam, trochę z przekory, studiować rachunkowość. I wbrew pozorom polubiłam to bardzo i poszłam w szeroko rozumiany świat finansów, pracowałam w bardzo szerokim spectrum: audyty, kontrolling. Zrobiłam dodatkowe uprawnienia. Jednocześnie trafiłam do korporacji z bardzo dobrze rozwiniętym światem HR'owym:: coaching, wsparcie HR Business Partnerów...i okazało się, że potrafię i mogę połączyć moje zamiłowanie do psychologii, do humanizmu, z cyframi. Szczęśliwie udaje mi się to już kilkanaście lat. Bo można być dobrym finansistą i jednocześnie dobrym szefem dla kilku, kilkudziesięciu czy potem kilkuset osób, i jednocześnie chodzić na szkolenia, podpatrywać, inspirować się innymi i samemu szkolić...
Jaki stąd wniosek - że jak nas ciągnie do dwóch, z pozoru odmiennych rzeczy, to nie warto bać się żadnej. To daje wyjątkową szansę próbowania łączenia różnych kompetencji. I najczęściej jest się wtedy takim "zwariowanym" fachowcem bo ma się pod skórą tę inną warstwę niż typowa zawodowa palestra. Daje też większe szanse wstrzelenia się w rynek z zawodem na który jest popyt. A co za tym idzie, łatwiej o pracę. W życiu się różnie układa i czasami warto się też przejechać (ja tak miałam z podatkami, wydawało mi się ,że to tak bliskie rachunkowości ale po doświadczeniach zawodowych już wiem, że tego robić nie mogę i nie będę, choć kiedyś myślałam, że nauczyć się można wszystkiego. Nieprawda, nie wyuczysz się tego, do czego w ogóle nie masz serca.
Oczywiście wybór nie jest prosty - ale uważam, że każdy, który choć trochę jest bliski sercu, będzie dobry. Cz on będzie z rozsądku czy nie - zadziała, jeśli będziesz lubił to co będziesz robił. Czy to bankowość czy ogrodnictwo. Jedno nie wyklucza drugiego. Daje Ci szersze spectrum. I można mieć skrajne pasje i być dobrym w obu

. Najgorsze to wybrać z rozsądku coś, do czego nie ciągnie Ciebie w ogóle - to 100% porażki gwarantowanej. I zaczynanie życia na nowo.
Jak wybierzesz, to też moja rada, myśl o tym co wybrałeś a nie o tych wszystkich innych opcjach. Życie wcale nie jest takie krótkie

- wpraw się w tym, co będzie Twoim wyborem. Pozostałe "dopchniesz", jest taka możliwość. Możesz być świetnym ogrodnikiem i jednocześnie studiować bankowość. Możesz pracować w banku, i weekendami zakładać ogrody. Jak człowiek dużo i dobrze pracuje, jest szansa, że zawód da Ci środki finansowe na rozwijanie tej drugiej pasji.
Masz jeszcze sporo czasu ale cokolwiek wybierzesz, będzie dobre - jeśli czujesz, że się w tym odnajdziesz. A prawda chyba też taka, że odskocznia od jednej rzeczywistości w drugą jest bardzo przydatna, bo człowiek łapie wtedy w życiu zdrowe proporcje.
Ale się wyprodukowałam :/. Nie czytam bo skasuję
____________________
Pozdrawiam Gosia - zapraszam do nowo założonego ogródka tutaj
Malwesowy ogródek
a dla wytrwałych historia powstawania:
Projekt i tworzenie