na pierwszy ogień moje odkrycie w kwestii lawendy ... a konkretnie "vivy" ... to nie lawenda

... to zimozielona lawendowa trawka

... nie wiem blokadę jakąś miałam, że tego wcześniej nie odkryłam ...
żeby nie wiem jak ją ciąć osiągnie pokrój kepy trawy i będzie się pokładać ... zwiewna ... lekka ... upadła po deszczu

... kofam ją choć blada i nie zaistnieje kolorem ... za to stworzy nastrój ... a gdy wkomponuje się w nią krzaczek róży subtelna gra jej seledynowo- lawendowych źdźbeł może zachwycić ...
to pachruszcze lawendowe ... lat 3 ... nieprzytomnie nie ścięte wiosną ...
poglądowo z Adamo ... oczywiście mający parcie na szkło zon miny stroił zacne ... wcale się nie przyznałam, że przystojne lico wypadnie a on sam stanowi miarę ... jutro przeczyta ... ale to już będzie jutro

...
w donicy to wygląda tak ...
i absolutnie mój sukces ... mutacja "lawendowy artretyzm " ... w donicy obok (zmiana nasadzenia towarzyszącego ... wetknięta hosta to wypełniacz chwilowy) ... tak wygląda lawenda gdy się wpadnie na pomysł przesadzać ją w czasie kwitnienia ... najlepiej w upał