Wczoraj bardzo zaniepokoiło mnie brązowienie cisów z tego płotka/ekranu.
Ziemia z wierzchu sucha, głębiej sucha, ale i tak wykopałam jednego cisa, a tam….. powódź.
Do nocy wykopywałam wszystkie 20 sztuk, żeby pogłębić rowy i podsypać z ziemią z piaskiem.
Postanowiłam jednak z góry ich nie przysypywać starą ziemią, tylko kupić lżejszą i suchą, a korzenie przewietrzyć i przesuszyć przez noc.
Miałam nadzieję, że jakimś cudem je uratuję…..
Ale w drodze powrotnej z Kwiatonu - rozpętała się burza i ściana wody się polała z nieba .
Rów z cisami pełen wody.
W najgorszą ulewę wyciągałam jednego po drugim na górkę.
Popłakałam się jak nie wiem…
Wsadziłam je z gołą bryłą do donic, bo lać ma jeszcze trzy dni.
Straciłam jednak nadzieję, że te biedaki uratuję


Są całe poszarpane, z korzeniami pokiereszowanymi i gnijącymi

I jestem zła na siebie, tyle pracy mnie to kosztowało, tyle oszczędności…
No trudno.
Jak myślicie - czy mogę jeszcze coś zrobić??