Graszka
22:24, 02 paź 2012
Dołączył: 02 paź 2012
Posty: 62
Troszkę to trwało zanim się przemogłam i zarejestrowałam się na tym wspaniałym forum. Skąd moje obawy, przeglądałam Wasze ogrody i dech mi zapierało. Piękne, cudowne, wypielęgnowane. Mój w porównaniu z Waszym to ugór. Jednak doszłam do wniosku, że nikt inny tylko takie osoby jak Wy, będą w stanie mi pomóc.
A wszystko zaczęło się w majowy piękny dzień tego roku.
-Tobie to przydałaby się działeczka, miałabyś wtedy gdzie uciekać - powiedział niedawno Anioł gdy gościliśmy u koleżanki, która mieszka na wsi. - Zawsze lubiłaś grzebać w ziemi, pamiętasz jak zakładałyśmy ogródek i sadziłyśmy warzywa? - przytaknęła. Chyba wtedy urodził się ten pomysł.To stało się bardzo szybko, tak szybko, że nadal jestem w wielkim szoku. Internet, ogłoszenia, sprawdzenie czy są może wolne działki ogrodnicze. Znalazłam trzy: w Pruszczu Gdańskim, na Oruni i na Olszynkach.
Pierwsza działka bardzo mi się spodobała. Domek co prawda w lekkiej ruinie, ale za to piękny ogród ze starymi owocowymi drzewami. Oruńskie działki są przepięknie położone nad Parkiem Oruńskim. Tam znalazłem dwie, które przypadły mi do gustu. Na jednej ktoś postawił domek Baby Jagi.
Pierwsza, opuszczona od lat, z pięknymi drzewami, w tym rozłożysty orzech, pod którym panował miły cień w ten upalny dzień. Jednakże zagospodarowanie tej amazońskiej dżungli wymagałoby lat pracy, a każdą deskę na domek trzeba by było wnieść na własnym grzbiecie kilkadziesiąt metrów ostro pod górę.
Zaskoczyło mnie tam jedno: młodzi ludzie, około trzydziestki, zaopiekowali się opuszczonymi działkami, i pracując w pocie czoła, przywracali im dawną świetność. Trzeba było widzieć dumę bijącą z ich twarzy gdy opowiadali mi co udało im się już osiągnąć. Zawsze wydawało mi się, że ogródki działkowe to domena emerytów.
Wracając nie mogłam przestać myśleć o tym opuszczonym edenie, który zamienił się w stajnię Augiasza. Wyobrażałam sobie jak z maczetą wycinam chaszcze, niweluje teren, buduje szałas. Tak na początek. Potem niczym himalajski tragarz targam bale na moje drewniane siedlisko.
Ostatnia działka do obejrzenia znajdowała się na Olszynce. Właścicielka rezygnowała z niej z powodów osobistych. Idąc działkową aleja zauważyłam nowo wybudowany, piękny, drewniany domek. - Boże! Żeby to był ten domek – pomyślałam z nadzieją.
I to był ten
Stanęłam na tarasie, delikatnie przesunęłam dłoń po poręczy.
- Witaj kochanie – wyszeptałam.
- Witaj Graszko – odpowiedział dom.
Straciłam głowę. Zapożyczyłam się po uszy. Będę odpracowywała przez rok, a może dłużej. Wiem, jestem szalona. Parę dni później dopełniliśmy formalności. Przez te dni byłam w szoku. W nocy budziłam się zlana potem. To wszystko było tak nierealne. Chyba nie docierało do mnie. Potrzebowałam czasu.
Przed podpisaniem umowy zajechałam do mamy. Myłam u niej okna i co chwila zerkałam na zegarek, a łzy leciały mi ciurkiem. Tato siedział w progu kuchni, na swoim wózku i słuchał jak mu opowiadam o moim szczęściu. Skrycie wycierał łzy. Dostał przepustkę z nieba, bo taki dzień zdarza się raz na dziesięć lat albo więcej lat.
Minęło parę dni. Ochłonęłam. Dotarło do mnie ile pracy będzie wymagać ten skrawek mojej ziemi. Domek nie jest w środku wykończony. Okna są nie zabezpieczone. Podobno już trzy razy włamywano się. Działka od strony frontowej jest zadbana, z tyłu niestety w dużej części to ugór.
Mam nadzieję, że moimi wspomnieniami nie nie znudziłam
A tak mój ogród wyglądał w maju
Mamy październik
Większość prac wykonuję sama. Dlaczego sama (jeżeli oczywiście kogoś to interesuje) to zapraszam na swojego bloga http://orunia.org/
W ogrodzie ograniczają mnie finanse. Zwariowałam wprost na jego punkcie. Każdy zaoszczędzony grosz wydaję na zakup kwiatów.
Ale się rozpisałam. Przepraszam jeśli przesadziłam
A wszystko zaczęło się w majowy piękny dzień tego roku.
-Tobie to przydałaby się działeczka, miałabyś wtedy gdzie uciekać - powiedział niedawno Anioł gdy gościliśmy u koleżanki, która mieszka na wsi. - Zawsze lubiłaś grzebać w ziemi, pamiętasz jak zakładałyśmy ogródek i sadziłyśmy warzywa? - przytaknęła. Chyba wtedy urodził się ten pomysł.To stało się bardzo szybko, tak szybko, że nadal jestem w wielkim szoku. Internet, ogłoszenia, sprawdzenie czy są może wolne działki ogrodnicze. Znalazłam trzy: w Pruszczu Gdańskim, na Oruni i na Olszynkach.
Pierwsza działka bardzo mi się spodobała. Domek co prawda w lekkiej ruinie, ale za to piękny ogród ze starymi owocowymi drzewami. Oruńskie działki są przepięknie położone nad Parkiem Oruńskim. Tam znalazłem dwie, które przypadły mi do gustu. Na jednej ktoś postawił domek Baby Jagi.
Pierwsza, opuszczona od lat, z pięknymi drzewami, w tym rozłożysty orzech, pod którym panował miły cień w ten upalny dzień. Jednakże zagospodarowanie tej amazońskiej dżungli wymagałoby lat pracy, a każdą deskę na domek trzeba by było wnieść na własnym grzbiecie kilkadziesiąt metrów ostro pod górę.
Zaskoczyło mnie tam jedno: młodzi ludzie, około trzydziestki, zaopiekowali się opuszczonymi działkami, i pracując w pocie czoła, przywracali im dawną świetność. Trzeba było widzieć dumę bijącą z ich twarzy gdy opowiadali mi co udało im się już osiągnąć. Zawsze wydawało mi się, że ogródki działkowe to domena emerytów.
Wracając nie mogłam przestać myśleć o tym opuszczonym edenie, który zamienił się w stajnię Augiasza. Wyobrażałam sobie jak z maczetą wycinam chaszcze, niweluje teren, buduje szałas. Tak na początek. Potem niczym himalajski tragarz targam bale na moje drewniane siedlisko.
Ostatnia działka do obejrzenia znajdowała się na Olszynce. Właścicielka rezygnowała z niej z powodów osobistych. Idąc działkową aleja zauważyłam nowo wybudowany, piękny, drewniany domek. - Boże! Żeby to był ten domek – pomyślałam z nadzieją.
I to był ten
Stanęłam na tarasie, delikatnie przesunęłam dłoń po poręczy.
- Witaj kochanie – wyszeptałam.
- Witaj Graszko – odpowiedział dom.
Straciłam głowę. Zapożyczyłam się po uszy. Będę odpracowywała przez rok, a może dłużej. Wiem, jestem szalona. Parę dni później dopełniliśmy formalności. Przez te dni byłam w szoku. W nocy budziłam się zlana potem. To wszystko było tak nierealne. Chyba nie docierało do mnie. Potrzebowałam czasu.
Przed podpisaniem umowy zajechałam do mamy. Myłam u niej okna i co chwila zerkałam na zegarek, a łzy leciały mi ciurkiem. Tato siedział w progu kuchni, na swoim wózku i słuchał jak mu opowiadam o moim szczęściu. Skrycie wycierał łzy. Dostał przepustkę z nieba, bo taki dzień zdarza się raz na dziesięć lat albo więcej lat.
Minęło parę dni. Ochłonęłam. Dotarło do mnie ile pracy będzie wymagać ten skrawek mojej ziemi. Domek nie jest w środku wykończony. Okna są nie zabezpieczone. Podobno już trzy razy włamywano się. Działka od strony frontowej jest zadbana, z tyłu niestety w dużej części to ugór.
Mam nadzieję, że moimi wspomnieniami nie nie znudziłam
A tak mój ogród wyglądał w maju
Mamy październik
Większość prac wykonuję sama. Dlaczego sama (jeżeli oczywiście kogoś to interesuje) to zapraszam na swojego bloga http://orunia.org/
W ogrodzie ograniczają mnie finanse. Zwariowałam wprost na jego punkcie. Każdy zaoszczędzony grosz wydaję na zakup kwiatów.
Ale się rozpisałam. Przepraszam jeśli przesadziłam
____________________
Pod starą jabłonią
Pod starą jabłonią