Ostatnio same smutki. Choroba w rodzinie bliskiej, śmierć ukochanego psa który był prawdziwym kompanem życia , pomimo tego iż był z nami dość krótko to ukochalismy go bardzo.
Fifi to była przybłęda którą ktoś zostawił na polu niedaleko mojej miejscowości. Błąkała się podobno ok. miesiąca. Pewnego dnia na spacerze podeszła do mnie i szła w niewielkiej odległości aż do domu. Ja weszłam a ona została poza posesją. Po godzinie widzę wciśniętą psinę w drzwi wejściowe i ani rusz. Wieczorem znowu, na następny dzień również. Od tamtej pory towarzyszyła mi na spacerach Z Juleczkiem. Szła koło wózka i wszystkie burki wiejskie skutecznie odganiała. Została więc ku ogromnej uciesze mojej córci- ona cały czas marzyła o psie więc niech będzie. Fifi była totalnym zaprzeczeniem mojego wyobrażenia o moim psie. Po prostu niezbyt urodziwy kundel. Niemniej okazała nam tyle miłości i tolerancji( wobec dzieci przede wszystkim) że określić ją mogę z powodzeniem Przyjaciel.
Niestety dwa tygodnie temu w poniedziałek nagle na spacerze zaczęła utykać, w południe już nie mogła wstać. Weterynarz stwierdził chwilowy paraliż, może od zimna, ale w nocy Fifi zdechła. Byliśmy cały czas przy niej. Fifka była już stara miała ok 14 -15 lat. Dobrze ,że na starość znalazła miłość i dom, szkoda tylko że tak krótko.